„Niszczenie zabytków jest obowiązkiem religijnym każdego muzułmanina bo żaden obiekt nie może być przedmiotem kultu.”
Abu Bakr al-Bagdadi – lider ISIS
Wstęp – czyli o czym nie będzie ten post
Chyba jeszcze nigdy na tym blogu żaden post nie sprawił mi tylu trudności. I wcale nie chodzi o to, że nie mam lub nie wiem o czym pisać. Wręcz przeciwnie – wątków jest po prostu za dużo… No bo jak połączyć w zgrabną całość: wycieczkę do muzeum w Berlinie, ranking Lonely Planet (w którym Berlina wcale nie ma), aukcję na Ebay’u, drukarkę 3D i sytuację na Bliskim Wschodzie w taki sposób żeby dało się to przeczytać – i to ze zrozumieniem?
Sami widzicie, że może być ciężko. Ale spróbujmy – może coś z tego wyjdzie.
Wszystko zaczęło się w Muzeum Pergamońskim w Berlinie. Mają tam całkiem niezłe zbiory sztuki sumeryjskiej, babilońskiej i asyryjskiej. Co prawda w znacznej mierze weszli w ich posiadanie nielegalnie, ale jak zwykł mawiać Lech Wałęsa: „Zwycięzców się nie sądzi”. I choć turyści przyjeżdżają tam głównie po to, żeby podziwiać Ołtarz Pergamoński i Bramę Isztar to na mnie największe wrażenie zrobiły Lamassu – posągi przedstawiające skrzydlate byki o ludzkiej twarzy. Niegdyś pełniły one funkcję strażników i stały przy wejściach do pałaców i sal tronowych. Niewiele zachowało się ich do naszych czasów – możecie je znaleźć w muzeach w Londynie, Paryżu, Stambule i Berlinie właśnie. Ja po raz pierwszy zobaczyłem je w irańskim Persepolis (fotkę znajdziecie na końcu posta). Pomyślałem, że muzeum to jest na tyle ciekawe, że fajnie byłoby wspomnieć o nim na blogu. Ale jednocześnie wiedziałem, że nie chcę tworzyć kolejnej relacji w stylu: „No i przyjechaliśmy, ale bilety kupiliśmy online – żeby nie stać w tych głupich kolejkach… Swoją drogą uważam, że 15 euro to stanowczo za dużo jak na Berlin… Zresztą i tak nie byliśmy tam długo, bo byłem głodny i cały czas myślałem o kebabie z budki po drugiej stronie ulicy… Ale generalnie było ok… Także raczej warto… Aha – i pamiętajcie zagłosować na mnie w konkursie na bloga roku […]”
A tak szczerze, to pomyślałem, że całkiem interesującym tematem na bloga byłoby przedstawienie argumentów „za” i „przeciw” zwróceniu przez muzea europejskie i amerykańskie nielegalnie zdobytych eksponatów do krajów macierzystych.
Zaraz po powrocie do domu zacząłem zbierać w sieci potrzebne materiały. Mój research już po kilku minutach doprowadził mnie do ISIS, czyli Państwa Islamskiego. I wtedy zaczęły się schody – bo okazuje się, że ISIS zrobił taki rozpierdol w Iraku, że powiedzenie „nie ostał się kamień na kamieniu” nabiera całkiem nowego sensu. A Irak to przecież dawna Mezopotamia – i właśnie stamtąd pochodzi większość zrabowanych przez muzea dzieł sztuki. W tych okolicznościach ciężko byłoby obronić tezę, że powinny one wrócić na Bliski Wschód. Równie dobrze można by obwiesić je dynamitem i podpalić lont…
I w taki oto sposób upadł pomysł na post o muzeach. Ale, jako że zebrałem do niego sporo ciekawych materiałów to pomyślałem, że dobrze byłoby się nimi z Wami podzielić, poruszając przy tym nieco inną tematykę. No to o czym w końcu będzie ten wpis?
Tak w skrócie to o tym, żeby nie jechać w tym roku do Botswany. Ale żeby dowiedzieć się dlaczego to musicie przeczytać ten tekst do końca.
Tym właśnie sposobem doszliśmy do końca najbardziej zawiłego i zakręconego wstępu jaki kiedykolwiek wyszedł spod klawiatury mojego laptopa. A teraz czas na danie główne.
Idole
Przez 5 tysięcy lat wiele cywilizacji pozostawiło swoje ślady w Mezopotamii: Asyryjczycy, Akadyjczycy, Babilończycy, Aramejczycy, Rzymianie. Ich starożytne miasta, pałace i świątynie są rozrzucone na terenie dzisiejszego Iraku i Syrii. Obecnie większość tego bogactwa archeologicznego jest pod kontrolą Państwa Islamskiego. Islam zabrania sporządzania podobizn ludzkich. Ekstremiści uważają wszystkie tego typu dzieła sztuki za idoli (bożki), których trzeba zniszczyć. Od kilku lat Państwo Islamskie plądruje muzea, wysadza w powietrze szyickie meczety i niszczy kościoły. Chce w ten sposób wyeliminować wszelkie świadectwa różnorodności kulturowej tego regionu świata.
„Bracia muzułmanie! Za mną stoją idole czczone przez ludzi, którzy wyznawali wiarę im, a nie jedynemu Allahowi. Tak jak prorok Mahomet wyrzucił idole z Mekki, tak każdy muzułmanin powinien go w tym naśladować […]” – tymi słowami rozpoczyna się kilkuminutowy filmik nagrany rok temu w muzeum w Mosulu:
„Nie widzieliśmy czegoś podobnego od czasów II wojny światowej. Myślę, że to największa próba najbardziej brutalnej i systematycznej destrukcji światowego dziedzictwa.”
Irina Bokowa – dyrektor generalna UNESCO
A skoro o destrukcji mowa, to poniżej znajdziecie krótką listą obiektów (tych najbardziej znanych), które w ostatnich latach zniszczył „wojujący islam”:
- stanowisko archeologiczne Nimrud (Irak)
- starożytne miasto Hatra (Irak)
- mury Niniwy (Irak)
- muzeum w Mosulu (Irak)
- mauzolea proroków: Seta, Daniela i Jonasza (Irak)
- Klasztor Św. Eliasza (Irak)
- mauzoleum sufickiego świętego Sidi Mahmuda w Timbuktu (Mali)
- Muzeum Sztuki Islamskiej w Kairze (Egipt)
- Muzeum Mallawi w prowincji Al-Minja (Egipt)
- Groby Sufich (Libia)
- prawie cała Syria (więcej przeczytacie o tym w jednym z moich poprzednich postów)
Jak wygląda proces niszczenia możecie zobaczyć na fotkach poniżej. Nie wrzucam zdjęć ze wszystkich miejsc z powyższej listy, bo wszystkie one wyglądają dość podobnie: gość z brodą + młot wyburzeniowy + młot pneumatyczny + buldożer.
[supsystic-gallery id=7 position=center]
[supsystic-gallery id=8 position=center]
W tym miejscu mógłbym w sumie już powoli przechodzić do podsumowania i kończyć ten wpis. Część z Was odniosłaby pewnie mylne wrażenie za całe zło tego świata odpowiada religia – w tym przypadku islam.
Ale tym razem nie będzie tak łatwo. Bowiem historia ta ma drugie dno. I okazuje się, że wcale nie chodzi o religię, Koran i Allaha, tylko o coś bardziej prozaicznego. A o co konkretnie?
Oczywiście o pieniądze. I to duże.
Już dawno temu umiarkowani islamscy teolodzy (m.in. ze słynnego kairskiego uniwersytetu Al-Azhar) orzekli, że skoro pozostałości po wymarłych religiach nie mają już wyznawców, to nie są obiektem czci i nie trzeba ich niszczyć. Okazuje się, że terroryści z Państwa Islamskiego rujnują tylko te zabytki, których nie mogą sprzedać. I w dodatku robią to głównie po to, żeby podbić cenę ocalałych dzieł sztuki na czarnym rynku.
Główne źródła finansowania ISIS to:
- handel ropą naftową
- wymuszenia
- porwania
- handel dziełami sztuki
Zaraz po wybuchu Arabskiej Wiosny i upadku Mubaraka, z Egiptu zniknęły zabytki o wartości ponad 3 mld USD. Według Amerykańskiej Komisji Handlu Zagranicznego tylko w okresie między 2012 a 2013 rokiem import legalnie deklarowanych dzieł sztuki z Iraku wzrósł o 672%, a z Syrii o 133%.
Jak to się robi z zabytkami?
Trzeba przyznać, że pod względem logistycznym cały proceder zasługuje na słowa uznania. Generalnie są 3 opcje:
- ISIS wynajmuje ekipę ludzi, którzy rozkopują stanowiska archeologiczne. Otrzymują oni stałą zapłatę za dzień pracy. To, co znajdą muszą oddać terrorystom.
- Ludzie przeszukują stanowiska archeologiczne na własną rękę. Cokolwiek znajdą należy do nich. Muszą jednak zapłacić ISIS podatek w wysokości 20% wartości znalezionych przedmiotów.
- Ludzie przeszukują stanowiska archeologiczne na własną rękę, ale używają sprzętu ciężkiego wypożyczonego od terrorystów. Cokolwiek znajdą należy do nich. Muszą jednak zapłacić ISIS podatek w wysokości 50% wartości znalezionych przedmiotów.
Istnieją dwa główne szlaki przerzutowe, którymi dzieła sztuki opuszczają tereny Syrii i Iraku. Pierwszy wiedzie na wschód, do Bejrutu – stolicy Libanu. Drugi na północ – przez Turcję. Tutaj głównymi centrami skupu są 3 miasta: Urfa, Gaziantep i Kilis. Urzędują w nich międzynarodowi handlarze. Przemytnicy mają całkiem niezłe kontakty z libańską i turecką mafią. Opłacają też służby mundurowe. Chodzą słuchy, że w cały proceder zamieszany może być również syn prezydenta Turcji – Bilal Erdogan.
Następnie antyki wysyłane są do Nowego Jorku, Londynu, Paryża, Dubaju i Tokio. Tam trafiają do zbiorów prywatnych kolekcjonerów, muzeów lub na aukcje internetowe. Ceny wahają się od kilkuset dolarów do kilku milionów. W 1995 r. uchwalono konwencję UNIDROIT w sprawie skradzionych i nielegalnie wywiezionych dóbr kultury. Jej podstawowym celem było rozwiązanie problemów dotyczących różnic między przepisami krajowymi (m.in. nawiązującymi do okresu przedawnienia i ochrony nabywcy w dobrej wierze), a sposobami przeciwdziałania nielegalnemu obrotowi dobrami kultury. Konwencja ta przewiduje także odpowiedzialność prywatnych handlarzy dzieł sztuki. Jednak do tej pory ratyfikowało ją tylko 31 krajów. Wśród nich nie ma tych najważniejszych: Niemiec, Francji, USA czy Wielkiej Brytanii. Nie ma też Polski. Organizacje reprezentujące handlarzy antykami, domy aukcyjne i kolekcjonerów tworzą silne lobby, które blokuje zaostrzenie przepisów. Prowadzi to do powstania takich sytuacji jak np. w Niemczech, gdzie mniej niż promil oferowanych zabytków jest legalnego pochodzenia.
Organizacja Narodów Zjednoczonych do Spraw Oświaty, Nauki i Kultury (UNESCO) przedstawia projekty kolejnych rezolucji próbujących zaradzić nielegalnemu obrotowi skradzionymi antykami. W praktyce nie dysponuje jednak żadnymi skutecznymi instrumentami mogącymi powstrzymać ten proceder.
Na ratunek
ISIS wykorzystuje handel antykami do finansowania zakupów broni i opłacania swoich żołnierzy. Dlatego nazywa się je „krwawymi antykami” (na wzór „krwawych diamentów” w Afryce). Nie powstrzymuje to jednak bogatych kolekcjonerów przed nabywaniem kolejnych eksponatów. Wygląda na to, że dopóki będzie popyt, będzie podaż. I nie pozostaje nam nic innego jak pogodzić się z tym, że nigdy więcej nie zobaczymy bezcennych bliskowschodnich zabytków na żywo.
Jeżeli nie możemy ocalić oryginałów, zbudujmy repliki – z tego założenia wyszli archeolodzy z Uniwersytetu Oksfordzkiego i Harvarda. Chcą oni zalać okupowane przez terrorystów z ISIS tereny tanimi aparatami 3D. Zostałyby one rozdane miejscowej ludności, której zadaniem byłoby sfotografowanie niezniszczonych jeszcze obiektów ze wszystkich stron i pod różnymi kątami, a następnie przesłanie zdjęć do internetowej bazy danych. Pozwoliłoby to, w razie potrzeby, na rekonstrukcję zniszczonych skarbów kultury przy pomocy drukarek 3D. Naukowcy chcą zebrać 20 mln zdjęć do roku 2017. Danymi zarządzać będzie Instytut Badań nad Światem Starożytnym w Nowym Jorku. Aparat będzie zapisywał datę i pozycję wg GPS’u. Dzięki temu łatwo będzie ustalić skąd dokładnie pochodzi dany obiekt, jeżeli kiedykolwiek trafi na rynek. Cena aparatu 3D ma nie przekraczać 30 dolarów.
Podobny projekt realizuje irańska artystka – Morehshin Allahyari. Celem przedsięwzięcia Material Speculation: ISIS jest zebranie cyfrowych danych o zabytkach niszczonych przez Państwo Islamskie oraz ich odtwarzanie za pomocą techniki 3D. Przedstawione rekonstrukcje wykonane są z przezroczystego materiału, a w ich wnętrzu kryją się dyski flash oraz karty pamięci, na których zapisane są modele 3D zniszczonych obiektów, ich zdjęcia oraz pliki zawierające informacje o ich historii. Wszystkie rzeźby będą udostępnione na stronie projektu:
http://rhizome.org/editorial/2016/feb/16/morehshin-allahyari/
Aktualnie można ściągnąć posąg Króla Uthala. Wystarczy 570 MB wolnej przestrzeni na dysku, dostęp do drukarki 3D i można postawić w pokoju coś ciekawszego niż fotel z Ikei.
No Happy Ending
Świat zmienia się na naszych oczach. Kraje, które jeszcze kilka lat temu były w miarę bezpieczne dla turystów (Syria, Irak, Libia, Algieria) dziś stały się wylęgarnią wszelkiej maści współczesnych barbarzyńców. Większość zabytków została zniszczona lub rozkradziona. Setki tysięcy cywilów straciło życie (świadomie nie pisałem o nich tutaj, bo to już materiał na zupełnie inny post). Nawet jeśli w przyszłości zostanie przywrócony pokój, to już nigdy nie będzie tam tak jak dawniej. Dorośli nie będą zapraszać przyjezdnych na herbatę a dzieci nie będą krzyczeć „Mr! Photo!” do obiektywu. Będzie inaczej.
Na początku wpisu wspomniałem, że będzie o tym żeby nie jechać w tym roku do Botswany. Chyba pora na wyjaśnienie: kilka tygodni temu wydawnictwo Lonely Planet opublikowało ranking „Best in Travel” – listę krajów, które trzeba odwiedzić w 2016 r. Pierwsza trójka wygląda następująco:
- Botswana
- Japonia
- USA
Całkowicie się z tym nie zgadzam. Według mnie zestawienie to powinno wyglądać tak:
- Iran
- Egipt
- Turcja
Dlaczego wybrałbym właśnie te kraje?
Otóż Państwo Islamskie niedawno ogłosiło, że chce całkowicie zniszczyć Sfinksa i piramidy w Gizie, Persepolis w Iranie i jeszcze kilka innych obiektów światowej sławy. Biorąc pod uwagę skuteczność, z jaką ci terroryści rozprawiają się z dziedzictwem kulturowym na podbitych terenach, wydaje się dosyć prawdopodobne, że za kilka lat we wspomnianych krajach nie będzie już czego oglądać.
Dlatego jeżeli zastanawiacie się, gdzie jechać na wakacje to jedźcie właśnie tam. Inaczej kiedyś będziecie żałować, że nie skorzystaliście z tej możliwości. Tak jak teraz mnóstwo ludzi żałuje, że nie pojechało do Syrii, kiedy było to jeszcze możliwe (czyli jeszcze 6 lat temu). W Turcji nie zapuszczajcie się na południe, w pobliże granicy z Syrią. W Egipcie omijajcie Synaj i pustynie na zachodzie w pobliżu granicy z Libią. Iran, póki co, jest zupełnie bezpieczny.
Szerokiej drogi!
Mam nadzieję, że w tym co napisałem znajdziecie jakieś nowe dla Was informacje, i że mimo dość ciężkiej tematyki post choć trochę Wam się podobał. A poniżej wrzucam kilka zdjęć z moich poprzednich wypraw na Bliski Wschód. Pochodzą one z miejsc, które moim zdaniem każdy powinien chociaż raz w życiu zobaczyć na własne oczy.
ps. Podczas zbierania materiałów do tego posta tyle razy wpisałem w wyszukiwarkę słowo „ISIS”, że prawdopodobnie jestem już na „czarnej liście” każdej agencji monitorującej internet. Jakbym się ociągał z opublikowaniem kolejnego wpisu, to prawdopodobnie spotkał mnie ten sam los co głównego bohatera filmu „Transfer” z Jake’m Gyllenhaal’em.
2 komentarze
Do Iranu bardzo chce się wybrać, Egipt mnie tak nie kusi, ale mam też coś innego na myśli. Jacy byli to byli Ci dyktatorzy- Mubarak, Husajn czy Kadafi, ale zapewniali względny spokój i porządek tam gdzie rządzili. Niestety – jakoś po ich upadku nie nastała demokracja tylko chaos, wojna i znieszczenie…
Pomyśl nad tym Egiptem – podróż koleją z Kairu do Luxoru to niezapomniane przeżycie! Gwarantuję, że Ci się spodoba. A co do dyktatorów, to jest to temat rzeka… I w ogóle na bloga politycznego się nadaje bardziej ;)