Michael Schneeberger – chyba od niego należy zacząć, bo to właśnie dzięki temu facetowi mogę napisać tego posta. Michael jest jedną z tych osób, które pewnego dnia powiedziały „stop” szarej rzeczywistości i zaczęły robić to co naprawdę kochają. On od zawsze kochał koleje. Ale zacznijmy od początku.
Viseu de Sus to niewielka mieścina na północy Rumunii, u podnóża Gór Marmaroskich (część Karpat Wschodnich). W górach tych (a dokładniej w porastających je lasach) od stuleci pozyskiwano drewno. W latach 1927 – 1932 zapadła decyzja aby do jego transportu wybudować parową kolej wąskotorową wiodącą z Viseu de Sus w głąb gór. Nazwano ją Mocanita. W tym miejscu warto wspomnieć, że w okresie międzywojennym Viseu de Sus znany był w Polsce jako „Wyszów Górny”, zaś nieopodal przebiegała granica II Rzeczpospolitej, Czechosłowacji i Rumunii. Mocanita przez dziesięciolecia doskonale wywiązywała się ze swojego zadania. I mimo, iż po 1945 r. w całej Europie górskie kolejki wąskotorowe zaczęły zanikać to ona bez większych zawirowań przetrwała aż do upadku reżimu Nicolae Ceausescu w 1989 r. W latach ’90 trasy Mocanity (a było ich w sumie 15 o łącznej długości ponad 1000 km) zaczęły powoli zanikać. Tory sprzedano na złom, a lokomotywy popadły w ruinę. I choć pod koniec XX w. Mocanita była ostatnią czynną wąskotorową kolejką parową w Rumunii to jej los był zagrożony. Właśnie wtedy pojawia się główna postać tej historii – Michael Schneeberger, szwajcarski fotoreporter, który dla Mocanity całe swoje życie przeniósł w piękne i dzikie rumuńskie góry. I od razu zaczyna działać. Na wielką skalę – w 2000 r. w Szwajcarii zakłada fundację „Pomoc dla kolejki z doliny rzeki Vaser”. Z całego świata zaczynają spływać narzędzia, ubrania, sprzęt i pieniądze. Rząd Szwajcarii przekazuje 60 tysięcy euro na odbudowę torów. Udaje się kupić dodatkowo dwie odrestaurowane zabytkowe lokomotywy. Mocanita znowu żyje. Tym razem wozi nie tylko drewno do tartaków, ale również turystów z całego świata. Dzięki nim mieszkańcom Viseu de Sus zaczyna się lepiej powodzić. Wydaje się, że to co najgorsze już minęło.
W 2007 r. trasa kolei liczy 32 km. Jej przejechanie zajmuje ok. 11 godzin. 26 lipca 2008 roku zaczyna padać deszcz. Kolejka rusza ze stacji swoją stałą trasą. Jest już w połowie drogi kiedy rzeka Vaser, wzdłuż której przebiegają tory błyskawicznie wzbiera i porywa ścięte pnie drzew. Tory znikają pod wodą, która ma prawie 3 metry głębokości. 192 pasażerów jest odciętych od świata. Nurt wody spływającej z górskich zboczy jest tak silny, że porywa lokomotywę. Na szczęście nie ma ofiar w ludziach. Jednak turyści są zmuszeni spać w lesie. Następnego dnia odnajduje ich oddział ratowników górskich i za pomocą wojskowego helikoptera sprowadza do miasta. Skala zniszczeń jest ogromna. Zniknęły całe kilometry torów. Wraz z nimi mosty i nasypy – cała infrastruktura. W kilka godzin Mocanita przestaje istnieć. Wydaje się, że to już koniec jej długiej historii. Wtedy do akcji po raz drugi wkracza Michael. Jako, że wcześniej przez 20 lat był fotoreporterem, teraz wykorzystuje zdobyte doświadczenie i kontakty. Robi zdjęcia tego co pozostawił po sobie żywioł. Pokazuje całemu światu co się stało się w dolinie rzeki Vaser. Odzew jest niesamowity. W tydzień po powodzi fundacji „Pomoc dla kolejki z doliny rzeki Vaser” udaje się zebrać środki i narzędzia potrzebne, by zacząć odbudowę pierwszych 10 kilometrów torów.
Kiedy wsiadam do Mocanity w 2011 r. po katastrofie nie ma już śladu. Kolej udało się odbudować dzięki ogromnemu wysiłkowi setek osób: zarówno miejscowych jak i wolontariuszy z całego świata. Obecna trasa Mocanity jest krótsza niż pierwotna. Liczy 21.6 km. Wyjazd ze stacji odbywa się codziennie o 9 rano. Powrót do Visea de Sus na godz. 16.30. Z dużą ilością przerw na robienie zdjęć. Bo Mocanita zmieniła się przez ostanie lata. Można powiedzieć, że „poszła z duchem czasu” i obecnie wozi prawie samych turystów. Nie zaś drwali i drewno – tak jak to robiła przez poprzednie dziesięciolecia. Jednak na pewno nie można jej nazwać „komercyjną”. Rocznie korzysta z niej ok. 12 tysięcy odwiedzających. To niewiele. A jej klimat jest niesamowity. Jadąc do Rumunii nie spodziewałem się, że coś aż tak mnie w tym kraju zaskoczy. A wszystko to dzięki jednemu człowiekowi, który uwierzył w to, że rzeczy niemożliwe nie istnieją. W każdym razie na pewno nie w Rumunii. Jeśli ktoś z Was jest zainteresowany tematem Mocanity to więcej informacji znajdziecie na www.mocanita.ro.
2 komentarze
Kolejny powód, aby w 2015 zahaczyć o Rumunię :)
Jeden z wielu powodów, bo to na prawdę ciekawy kraj. I wspaniali ludzie. W każdym razie czekam na relację z Rumunii na Twoim blogu ;)