„W rzeczy samej nie ma podobieństwa między islamem wyznawanym w Iranie i przez większość muzułmanów, a fanatycznym ekstremizmem nauczanym przez wahhabickich najwyższych duchownych i saudyjskich kaznodziejów terroru.”
Mohammad Dżawad Zarif – minister spraw zagranicznych Iranu
Wstęp
Z tym postem miałem mały problem. Chodzi o to, że zrobiłem cholernie dużo zdjęć w irańskich meczetach i bardzo chciałem Wam je pokazać. Tylko o czym można pisać jak na wszystkich fotach widać tylko i wyłącznie modlących się ludzi? Chyba tylko o religii… I tu właśnie pojawił się ów problem. No bo widzieliście kiedyś ciekawego posta o islamie? Bo ja nie.
Część z Was być może teraz pomyśli: „No nieee, znowu Ci muzułmanie. Jak będę chciał zobaczyć grupkę ludzi krzyczących »Allah Akbar« to sobie włączę niemieckie wiadomości albo relacje na YouTube z ostatniego Sylwestra w Kolonii…”
Ale jak zapewne wiecie, w życiu nic nie bywa aż takie proste. Otóż świat muzułmański jest podzielony. Irańska odmiana islamu (szyizm) nie ma nic wspólnego z terroryzmem, o którym słyszymy w tv lub czytamy w necie. Państwo Islamskie – najbardziej znana obecnie grupa terrorystyczna świata, składa się głównie z sunnitów (dominującego nurtu w islamie). Musicie wiedzieć, że sunnici nienawidzą szyitów – uważają ich za heretyków.
Ale nie chcę teraz zdradzać zbyt wiele szczegółów, bo o tym będziecie mogli poczytać w dalszej części posta – o ile dotrwacie oczywiście. Ale nawet jeśli skończycie czytać w tym miejscu i zapamiętacie „sunnitów” i „szyitów” to i tak macie ode mnie „lajka”. Bo większość ludzi uważa, że islam to monolit i nie ma pojęcia, że są w nim jakiekolwiek podziały – serio, serio Shrek.
No dobra, to o czym właściwie będzie ten post? Pozwólcie, że zaanonsuje to mój gość specjalny (uwielbiany w Iranie i znienawidzony we własnym kraju).
Lechu, oddaję Ci głos!
Czarny PR, czyli co George Bush wie o Iranie?
No to wiecie już, że post będzie o „islamie albo o tym drugim ramadanie”. Ale zanim zaczniemy o religii to najpierw musimy wyzbyć się kilku stereotypów. Żeby Wasz umysł był jak „tabula rasa” a nie jak „stół u Durczoka”.
Trudno znaleźć drugi kraj na świecie, który miałby tak jednoznacznie negatywny wizerunek jak Iran. W powszechnej opinii jest to kraj pełen fundamentalistów islamskich i wylęgarnia wszelkiego rodzaju terroryzmu. Poza tym, Iran uparcie dąży do unicestwienia innych, pokojowo nastawionych państw – a szczególnie zależy mu na zniszczeniu Izraela. Irańczycy nie przestrzegają praw kobiet i nienawidzą turystów ze zgniłego zachodu.
W sumie brakuje tylko wzmianki o tym, że Irańczycy śpią w trumnach, żywią się krwią dziewic, a zabić ich może tylko cios w serce osikowym kołkiem.
Co gorsza, ogromna część ludzi na świecie nie rozróżnia Iranu od Iraku…
Znacie ten kawał: „Dwie blondynki zastanawiają się, która forma jest poprawna »Iran« czy »Irak«? Jedna mówi do drugiej: »Może zapytamy profesora Miodka?« Na co druga: »Nie ma sensu. On i tak powie, że obie są poprawne«”.
A teraz podam Wam dwa przykłady wiadomości, w kontekście których mówi się o Iranie w europejskiej i amerykańskiej prasie:
1) W 2002 r. ówczesny prezydent USA George W. Bush zaliczył Iran, Irak i Koreę Północną do tzw. Osi Zła – państw, które prowadzą agresywną politykę zagraniczną, dążą do wyprodukowani broni masowego rażenia i wspierają międzynarodowy terroryzm.
„Iran agresywnie rozwija broń masowego rażenia i eksportuje terroryzm, w czasie gdy grupa nielegalnie trzymających władzę represjonuje naród irański marzący o wolności.”
George W. Bush
Tak – Iran pracuje nad pozyskaniem broni jądrowej. Ale co w tym dziwnego skoro broń tego rodzaju od dawna posiadają jego najwięksi wrogowie: Izrael i Arabia Saudyjska? Chyba każdy kraj ma prawo do obrony swoich granic w razie ataku z zewnątrz. Więcej o stosunkach USA – Iran możecie przeczytać w jednym z moich starszych postów. Tylko niech nikt teraz nie wyskakuje z argumentem typu: „Ale ludzie u władzy w Iranie są nieprzewidywalni i broń atomowa w ich rękach to…”
No proszę Was – nieprzewidywalna to jest Korea Północna – a ich arsenał atomowy ma się całkiem dobrze i nikt wielkiego larum jakoś nie podnosi.
Poza tym, jak można brać na serio słowa gościa, który podczas jednego ze swoich wystąpień powiedział coś takiego:
„Coraz większa część naszego importu pochodzi z zagranicy.”
George W. Bush
2) W 2011 r. japoński producent maszyn ciężkich Tadano poinformował opinię publiczną, że zakończył kontakty biznesowe z irańskim rządem. Okazało się, że dźwigi, które firma eksportowała do Teheranu były używane do publicznych egzekucji gejów i handlarzy narkotyków. Reżyserzy z Hollywood też nie ułatwiają sprawy: każdy kto ogląda serial „Homeland” pamięta, w jaki sposób zginął w Teheranie Nick Brody – główny bohater trzech pierwszych sezonów.
„W odpowiedzi na bezczelne próby Iranu zastraszenia i sterroryzowania swoich obywateli rozpoczęliśmy akcję informacyjną, której celem jest edukacja producentów dźwigów na całym świecie na temat irańskiego reżimu.”
Mark Wallace – prezes „United Against Nuclear Iran”
Tak – w Iranie wykonywana jest kara śmierci – podobnie jak w USA. Jednocześnie każdy, kto miał okazję odwiedzić ten kraj powie Wam, że czuł się tam niezwykle bezpiecznie. Ja przynajmniej nigdy nie słyszałem o przypadku, że kogoś w Iranie napadnięto lub okradziono. Z moich obserwacji wynika, że największym zagrożeniem[*] dla turystów może być stado rozpędzonych Paykan’ów na ulicach Teheranu (takich ichniejszych Polonezów).
Iran to najbezpieczniejszy kraj jaki dane mi było odwiedzić, a gościnność jego mieszkańców wydaje się być nieskończona. Jeśli z jakichś powodów nie chcecie mi uwierzyć, to zerknijcie do najnowszego rankingu Bloomberga, wg którego Iran będzie jednym z najchętniej odwiedzanych krajów w 2017 r. Szczegóły znajdziecie tutaj.
Ja ze swojej strony wizytę w Iranie polecam każdemu. I pamiętajcie: telewizja kłamie (nawet Durczok mówi prawdę tylko wtedy kiedy myśli, że ma wyłączony mikrofon).
[*] Mówię tu oczywiście o 99,9% turystów – tych potrafiących się normalnie zachować. Wiem, że zdarzają się wyjątki. Jeżeli należysz do pozostałego 0,1% ludzi i zechcesz np. zaczepiać irańskie kobiety, spożywać publicznie alkohol albo spróbować jak smakuje heroina szmuglowana z Afganistanu, to musisz się liczyć z ryzykiem. No a poza tym jesteś idiotą…
„You know… We have ramadan!”
Ramadan (w języku tureckim jest to Ramazan) to dziewiąty miesiąc kalendarza muzułmańskiego. Jest to święto ruchome, obliczane wg kalendarza księżycowego (księżyc musi się znaleźć w nowiu). W 2016 r. ramadan trwał od 6 czerwca do 5 lipca. Podczas jego trwania od świtu do zmierzchu muzułmaninowi nie wolno spożywać żadnych pokarmów, pić napojów, palić tytoniu, używać kosmetyków i uprawiać seksu. Zakazane jest też żucie gumy, zwilżanie gardła rozpyloną cieczą, zanurzanie głowy w wodzie, robienie lewatywy, wywoływanie wymiotów i używanie szminki do ust. Ramadan to czas postu i modlitwy. Teoretycznie dotyczy on wyłącznie muzułmanów. No właśnie – problemem jest to „teoretycznie”.
Najlepiej będzie jak wyjaśnię Wam to na przykładach:
1) Kayseri / Turcja (1 dzień ramadanu)
Główny dworzec autobusowy w mieście wyglądał na wymarły. Wszystkie kasy biletowe były zamknięte a o czymś takim jak „Informacja” nie słyszeli tu chyba nigdy. Musimy się jakoś dostać na dworzec kolejowy. Nasz pociąg do Karsu odchodzi za 4 godziny. Niby nie jest daleko – max. 7 km. Można iść na pieszo, ale to trochę niebezbieczne: jest kompletnie ciemno a wzdłuż drogi nie ma chodnika. Poza tym nawet nie wiemy dokładnie jak mamy tam trafić, bo mapa w Lonely Planet dziwnym trafem nie obejmuje tej części miasta. Taxi też odpada – obiecaliśmy sobie, że na ten luksus pozwolimy sobie dopiero w Iranie. W końcu wyjazd ma być low-budgetowy. Wychodzimy na zewnątrz i wydaje się, że pierwszy raz tego dnia los się do nas uśmiechnął. Jakieś 300 metrów dalej widać przystanek autobusowy i nawet jest na nim kilka osób. Okazuje się, że jedna dziewczyna mówi dobrze po angielsku. Ma na imię Semin i właśnie wraca (a raczej próbuje wrócić) z rodzicami do domu pod miastem. Okazuje się, że nasz autobus odjeżdża za pół godziny z tego właśnie przystanku. Czekamy 30 minut. Nic się nie dzieje. Myślę sobie: „ok, spóźnia się – to się przecież zdarza”. Mija kolejne 30 minut… I kolejne… Podchodzę ponownie do Semin i pytam czy wie co się dzieje? Ona pyta swojego ojca a tamten jeszcze dwóch innych facetów. Robi się taki turecki głuchy telefon. Ale w końcu mamy odpowiedź: autobus najprawdopodobniej dziś nie przyjedzie. Dlaczego? – pytam zdziwiony.
A Semin patrzy na mnie, uśmiecha się i mówi: „You know… We have ramadan!”
Patrzę na nią i nie wiem, czy mówi poważnie, czy może ja coś źle zrozumiałem. No bo tak logicznie myśląc, to co ma wspólnego post w ciągu dnia z nocnym rozkładem jazdy? Na dodatek w Turcji, która oficjalnie i konstytucyjnie jest państwem świeckim…
Ostatecznie pojechaliśmy stopem. A ja tej nocy nauczyłem się jednej rzeczy: mimo, iż do granicy irańskiej zostało jeszcze ok. 1000 km to już najwyższy czas wyłączyć „europejski sposób myślenia” .
2) Shiraz / Iran (9 dzień ramadanu)
Większość turystów przyjeżdża tutaj głównie po to, żeby odwiedzić pobliskie Persepolis. My przyjechaliśmy zobaczyć mauzoleum Szah‐e Czeraq i bazar. (więcej o bazarach Bliskiego Wschodu możecie przeczytać w moim starszym poście, dostępnym pod tym linkiem).
Ale wizyta w Shirazie okazała się sporym rozczarowaniem. I nie zrozumcie mnie źle. Zdaję sobię sprawę, że jak jest ramadan to wszystkie stoiska z jedzeniem są zamknięte. Musisz zapomnieć o kebabie, wołowinie, smażonym bakłażanie i chałwie… Jako turysta żyjesz na tuńczyku z puszki i picie. I można się do tego przyzwyczaić. W końcu przyjechaliśmy tu podziwiać potęgę dawnej Persji a nie doznawać gastrycznych orgazmów.
Problem leży gdzie indziej. Chodzi o to, że znakomita większość sprzedających nie przejawiała najmniejszej chęci do jakiejkolwiek interakcji. 50% z nich wyglądało jak armia zombie z hollywoodzkich horrorów klasy C, a druga połowa spała na krzesłach. No i w sumie ciężko im się dziwić – jak człowiek cały dzień nie je to i pracować nie ma siły. W tym miejscu po prostu nie było życia.
Okazało się, że na całym bazarze czynna była tylko jedna restauracja. A właściwie to była to herbaciarnia, bo jedzenia nie serwowali. A jakby chcieć być bardziej szczegółowym to była to drewniana buda o wymiarach 3×3 metry. Ale nieważne. Wchodzimy i zamawiamy dwie klasyczne, czarne, irańskie herbaty z cukrem. Na co odzywa się właściciel:
– „To jest lokal luksusowy, dla turystów i tutaj takich rzeczy nie podajemy”.
– „Ok, a co w takim razie podajecie?” – pytam zaciekawiony.
–„Earl Grey, ale można zamówić tylko w zestawie z croissantem…”
Pomyślałem sobie: „Nosz kurwa mać. To ja jadę 6 tysięcy kilometrów pociągiem, żeby poczuć smak prawdziwego orientu a Ty chcesz mi sprzedać pierdolonego rogalika? Serio? Czyżby Iran stawał się powoli drugim Marokiem?”
Nie wiem czy facet miał dar czytania w myślach, bo zanim wyszliśmy (szybko) zdążył wykrzyczeć tylko jedno zdanie: „You know… We have ramadan!”
Podobnych akcji podczas tej podróży było dużo więcej: na dworcach, w hotelach, w pociągach, w metrze… Nie będę ich tu wszystkich przytaczał, bo ten wpis zaczyna się jakoś niebezpiecznie rozrastać.
Muzułmanie twierdzą, że ramadan to dla nich czas ładowania akumulatorów. Z moich obserwacji wynika, że dla większości z nich (zaznaczam – nie dla wszystkich) jest to czas permanentnego wkurwu i bólu dupy. Tak wiem – nie jestem politycznie poprawny. Ale przecież na tym blogu zawsze najbardziej liczyła się szczerość. Poza tym to moje osobiste odczucia a nie prawda objawiona jak na Onecie czy coś…
W każdym razie mieliśmy już dość tego wszechogarniającego burdelu i postanowiliśmy postawić na coś, co nas nie zawiedzie.
Szyici vs sunnici
Skoro prawie cały kraj jest sparaliżowany a ramadan jest miesiącem postu i modlitwy, to jedynymi miejscami, w których dzieje się coś ciekawego muszą być meczety. Ale nie takie „pierwsze lepsze”. Postanowiliśmy odwiedzić 3 najważniejsze miejsca pielgrzymek szyickich w Iranie (plus jeden bonus):
- Meszhed – Mauzoleum Imama Rezy
Szyici wierzą, że imam Reza był ósmym z kolei następcą proroka Mahometa. Zginął podstępnie otruty przez kalifa Al-Mamuna w 817 r. Uznany za męczennika Reza pochowany został w północno-wschodniej Persji. Wokół jego mauzoleum powstało miasto Meszhed – obecnie najważniejszy ośrodek religijny Iranu.
Pod względem powierzchni jest to największa islamska świątynia świata. Rocznie odwiedza ją ok. 20 milionów pielgrzymów. - Qom – Mazoleum Fatimy
Fatima była siostrą Imama Rezy. W 816 r. po trawającej rok rozłące z bratem postanowiła go odwiedzić i wraz z przyjaciółmi udała się w podróż z Bagdadu do Meszhedu. W Qom jej grupę napadnięto a ona sama zmarła w wyniku odniesionych ran. W miejscu jej pochówku zbudowano mauzoleum. Jest ono drugim najważniejszym celem pielgrzymek szyitów z Iranu.
Warto zaznaczyć, że Qom odegrało bardzo ważną rolę we współczesnej historii Iranu. W 1978 r. w wyniku publikacji obrażającej nieoficjalnego przywódcę Irańczyków – Imama Chomeiniego w mieście wybuchły manifestacje. Policja otworzyła ogień do strajkujących. Zginęło kilkaset osób. Wydarzenie to uważane jest za początek rewolucji islamskiej w Iranie. - Shiraz – Mauzoleum Shah Cheragh
Mauzolemu Shah Cheragh zwane jest też „Mauzoleum Króla Światła”. Tytuł ten odnosi się do Sayyeda Mir Ahmada – jednego z 17-tu braci Imam Rezy, który w 835 r. w tym miejscu został brutalnie zamordowany. - Teheran – Mauzoleum Chomeiniego
Jego budowę rozpoczęte zaraz po śmierci Imama Chomeiniego w 1989 r. Miejsce to nie jest celem szyickich pielgrzymek. Warto je jednak odwiedzić ze względu na to, że jest jedynym współczesnym obiektem tego typu w Iranie. Postać Chomeiniego do dziś dzieli Irańczyków. Jedni go kochają, inni nienawidzą.
Wszystkie powyższe obiekty na pierwszy rzut oka wyglądają dość podobnie. Ale warto je odwiedzić, bo przepych jaki w nich panuje jest wprost nieziemski. Powiem Wam, że nawet Smaug i jego bogactwa Samotnej Góry mogą się przy nich schować. W żadnym z mauzoleów nie można robić zdjęć aparatem fotograficznym (choć zdarzają się wyjątki w wybranych pomieszczeniach). Dlatego wszystkie fotki w tym poście (tak wiem, że jeszcze żadnej nie widzieliście – cierpliwości) wykonane były smartfonem. Miejcie wyrozumiałość dla ich jakości.
No dobra: piszę o tych szyitach, ale część z Was być może nie ma pojęcia kim oni właściwie są i skąd się wzięli? Chyba najlepiej scharakteryzował ich Ryszard Kapuściński w „Szachinszachu”. Dlatego pozwólcie, że nie będę odkrywał Ameryki na nowo, tylko posłużę się słowami mistrza. Skoro przebrneliście przez to co ja napisałem, to z Kapuścińskim nie będziecie mieli problemu – a ile się ciekawych rzeczy dowiecie. Obiecane zdjęcia są wplecione w tekst.
Ta ja się tutaj żegnam. Mam nadzieję, że tekst Wam się choć trochę podobał a drobne wulgaryzmy w nim użyte nikogo nie uraziły ;)
„Szyita — to przede wszystkim zaciekły opozycjonista. Z początku szyici stanowili małą grupę, przyjaciół i stronników zięcia Mahometa, męża jego ukochanej córki Fatimy — Alego. Po śmierci Mahometa, który nie pozostawił męskiego potomka ani nie wskazał wyraźnie swojego następcy, wśród muzułmanów zaczęła się walka o schedę po proroku, o to, kto będzie przywódcą (kalifem) wyznawców Allacha, pierwszą osobą w świecie islamu. Stronnictwo (bo to właśnie oznacza słowo szyi’a) Alego lansuje na to stanowisko swojego przywódcę utrzymując, że Ali jest jedynym przedstawicielem rodziny proroka, ojcem dwóch wnuków Mahometa — Hasana i Huseina. Jednakże sunnicka większość muzułmańska przez dwadzieścia cztery lata ignoruje głos szyitów wybierając na trzech kolejnych kalifów Abu Bakra, Umara i Utmana. W końcu Ali zdobywa kalifat, ale tylko na lat pięć, gdyż zginie zamordowany przez zamachowca, który rozpłata mu głowę zatrutą szablą. Z dwóch synów, jakich miał Ali, Hasan będzie otruty, a Husein padnie w bitwie. Śmierć rodziny Alego pozbawia szyitów szans na zdobycie władzy (która dostaje się w ręce sunnickich dynastii Omajjadów, potem Abbasydów, wreszcie Otomanów). Kalifat, mający według wyobrażeń proroka być instytucją skromności i prostoty, zostaje przemianowany w monarchię dziedziczną. W tej sytuacji plebejscy, pobożni i ubodzy szyici, których razi nowobogacki styl zwycięskich kalifów, przechodzą do opozycji […]
[supsystic-gallery id=’15’]
[…] Wszystko to dzieje się w połowie wieku VII, ale jest ciągle żywą i namiętnie rozpamiętywaną historią. W rozmowie z pobożnym szyitą na temat jego wiary będzie on stale wracać do tamtych zamierzchłych dziejów i ze łzami w oczach opowiadać wszystkie szczegóły masakry pod Karbalą, w czasie której Husajnowi odcięto głowę. Sceptyczny, ironiczny Europejczyk pomyśli w tym miejscu – Boże, jakież to dziś ma znaczenie! Ale jeżeli głośno wypowie tę myśl, narazi się na gniew i nienawiść szyity.
Los szyitów jest w istocie pod każdym względem tragiczny, a to poczucie tragizmu, krzywdy dziejowej i nieustannie towarzyszącego im nieszczęścia jest głęboko zakodowane w świadomości szyity. Są na świecie społeczności, którym od wieków nic się nie udaje, wszystko jakoś rozłazi się w rękach, co zabłyśnie promyk nadziei, to zaraz zgaśnie, wszystkie wiatry mają z przeciwnej strony, słowem – ludy te wydają się naznaczone jakimś fatalnym piętnem. Tak jest właśnie w wypadku szyitów. Może dlatego sprawiają wrażenie śmiertelnie poważnych, napiętych, zawzięcie obstających przy swojej racji i niepokojąco, nawet groźnie pryncypialnych, a także (oczywiście jest to tylko wrażenie) – smutnych.
Od chwili, kiedy szyici (stanowiący zaledwie jedną dziesiątą muzułmanów, gdyż pozostali są sunnitami) przechodzą do opozycji, zaczynają się ich prześladowania. Do dziś żyją oni wspomnieniami kolejnych pogromów, jakich ofiarą padali na przestrzeni dziejów. Zamykają się więc w gettach, żyją w obrębie własnej komuny, porozumiewają się za pomocą sobie tylko zrozumiałych znaków i wypracowują konspiracyjne formy zachowania. Ale ciosy nadal spadają na ich głowy. Szyici są hardzi, są inni niż pokorna, sunnicka większość, przeciwstawiają się władzy oficjalnej (która od purytańskich czasów Mahometa obrosła już w przepych i bogactwo), występują przeciw obowiązującej ortodoksji, a więc nie mogą być tolerowani.
Stopniowo zaczynają poszukiwać miejsc bardziej bezpiecznych, które dawałyby większą szansę przetrwania. W tamtych czasach trudnej i powolnej komunikacji, w których odległość, przestrzeń odgrywają rolę skutecznego izolatora, ściany odgradzającej, szyici starają się wynieść możliwie daleko od centrum władzy (które znajduje się w Damaszku, później w Bagdadzie). Rozpraszają się po świecie, wędrują przez góry i pustynie, krok po kroku schodzą do podziemia. W ten sposób powstaje trwająca do dzisiaj w świecie islamskim diaspora szyicka. Epopeja szyitów, pełna aktów niesłychanych wyrzeczeń, odwagi i hartu ducha, zasługuje na osobną książkę. Część tych wędrujących komun szyickich udaje się na wschód. Przeprawiają się przez Tygrys i Eufrat, przez góry Zagros i docierają na pustynną Wyżynę Irańską […]
[supsystic-gallery id=’16’]
[…] W czasie tym Iran, wyczerpany, wyniszczony wiekowymi wojnami z Bizancjum, jest świeżo podbity przez Arabów, którzy zaczynają krzewić nową wiarę – islam. Proces ten odbywa się powoli i w atmosferze walki. Dotychczas Irańczycy mieli oficjalną religię (zoroastryzm) związaną z panującym reżimem (Sasanidów), a teraz usiłuje się narzucić im inną oficjalną religię związaną z nowym (w dodatku obcym) panującym reżimem – sunnicki islam. Trochę to jak z deszczu pod rynnę.
Ale w tym właśnie momencie pojawiają się w Iranie strudzeni, biedni, nieszczęśliwi szyici, na których widać ślady całej odbytej gehenny. Irańczycy dowiadują się teraz, że ci szyici to muzułmanie, w dodatku (jak sami twierdzą) jedyni prawowici muzułmanie, jedyni nosiciele czystej wiary, za którą gotowi są oddać życie. No dobrze, pytają Irańczycy, a ci wasi bracia Arabowie, którzy nas podbili? Bracia? wykrzykują z oburzeniem szyici, toż to przecież sunnici, uzurpatorzy, nasi prześladowcy […]
[…] To oświadczenie bosonogich przybyszów naprowadza myśl Irańczyków na bardzo ważny trop. Aha, to znaczy można być muzułmaninem, ale niekoniecznie muzułmaninem reżimowym. Co więcej, z tego, co mówią, wynika, że można być muzułmaninem opozycyjnym! I że wtedy nawet jest się muzułmaninem lepszym! Podobają im się ci biedni i pokrzywdzeni szyici. Irańczycy w tym czasie też są biedni i czują się pokrzywdzeni. Są zrujnowani przez wojnę i w ich kraju rządzi najeźdźca. Szybko więc znajdują język z wygnańcami, którzy szukają tu schronienia i liczą na gościnę, zaczynają wsłuchiwać się w ich kaznodziejów i na koniec przyjmować ich wiarę […]
[supsystic-gallery id=’17’]
[…] Szyici irańscy żyją w podziemiu, w katakumbach, przez osiemset lat. Ich życie przypomina męki i niedole pierwszych chrześcijan w Rzymie rzucanych na pożarcie lwom. Czasem wydaje się, że zostaną wytępieni doszczętnie, że czeka ich ostateczna zagłada. Latami chronią się w górach, mieszkają w pieczarach, umierają z głodu. Ich pieśni, które przetrwały z tamtych lat, są pełne żalu i rozpaczy, zapowiadają koniec świata […]
[…] Ale są też okresy bardziej spokojne i wówczas Iran staje się azylem wszystkich opozycjonistów w imperium muzułmańskim, którzy ściągają tu z całego świata, ażeby wśród spiskujących szyitów znaleźć schronienie, zachętę i ratunek. Mogą też pobierać lekcje w wielkiej szkole szyickiej konspiracji […]
[supsystic-gallery id=’18’]
[…] Mogą na przykład opanować zasadę maskowania się (taqija), która ułatwia przetrwanie. Zezwala ona szyicie, jeżeli znajdzie się wobec silniejszego przeciwnika, pozornie uznać religię panującą, ogłosić się jej wiernym, byle tylko ocalić istnienie swoje i najbliższych. Mogą opanować zasadę dezorientowania przeciwnika (kitman), która pozwala szyicie w sytuacji zagrożenia wyprzeć się w oczy wszystkiego, co przed chwilą powiedział, udać durnia. Toteż Iran staje się w średniowieczu mekką wszelkiego typu kontestatorów, rebeliantów, buntowników, najprzedziwniejszych pustelników, proroków, nawiedzonych, kacerzy, stygmatyków, mistyków, wróżbitów, którzy schodzą się tu wszystkimi drogami i nauczają, kontemplują, modlą się i wieszczą.
Wszystko to stwarza w Iranie tak charakterystyczną dla tego kraju atmosferę religijności, egzaltacji i mistyki. W szkole byłem bardzo pobożny, mówi Irańczyk, i wszystkie dzieci wierzyły, że moją głowę otacza świetlista aureola. Wyobraźmy sobie europejskiego przywódcę, który opowiada, że jadąc na koniu, spadł w przepaść, ale jakiś święty wyciągnął rękę, schwytał go w powietrzu i w ten sposób uratował mu życie. Tymczasem szach opisuje taką historię w swojej książce i wszyscy Irańczycy czytają to z powagą. Wiara w cuda jest tu głęboko zakorzeniona. A także wiara w cyfry, znaki, symbole, wróżby i objawienia.
W XVI wieku władcy irańskiej dynastii Safawidów podnoszą szyizm do godności religii oficjalnej. Teraz szyizm, który był ideologią opozycji ludowej, staje się ideologią opozycyjnego państwa – państwa irańskiego, które przeciwstawia się dominacji sunnickiego imperium Otomanów. Ale z biegiem czasu stosunki między monarchią i Kościołem szyickim będą psuły się coraz bardziej […]”
Ryszard Kapuściński, „Szachinszach”
ps. Ten post jest dedykowany mojej Babci, która każdego dnia kiedy jestem w podróży wertuje atlas geograficzny, żeby sprawdzić gdzie dokładnie jestem…
18 komentarzy
Fantastyczne zdjęcia i dziękuję za odwiedziny u mnie :) Czy mogę Cię dodać do swoich odwiedzanych blogów? Rzecz jasna zapraszam do siebie :)
Dzięki za komentarz! Ostatnio jestem u Ciebie dość często, chyba lubimy podobne podróżnicze klimaty ;)
ps. Jasne, że możesz mnie dodać!
Chyba tak, ja też podróżuję jeśli tylko mogę to lądem a najlepiej to pociągiem. Niestety pracuję na cały etat i chyba będzie trzeba przeprosić się z tanim lataniem :/ Obecnie pracuję nad relacjami z Bukowiny Podola i Karpat Ukraińskich. U Ciebie bardzo mi się podoba zatem jutro dodaję Cię do swoich ulubionych :)
Dzięki! Ty też lądujesz w moich ulubionych ;)
Hmm… Widzę, że Tobie też plackarta ani marszrutka nie straszna:)
Jedno i drugie uwielbiam! Mój rekord w plackarcie to 10 dni non stop. Wtedy też ustanowiłem inny osobisty rekord – w niebraniu prysznica. Wynosi tyle samo co pierwszy i tego na pewno nie chcę nigdy pobić…
Szacunek i podziw dla osiągnięcia, aczkolwiek nie pytam się o zapach :) Ja na starość jakoś gorzej znoszę marszrutki i staram się zawsze jak jest taka możliwość jechać pociągiem – nawet rozklekotaną rilom. Może Ty wiesz skąd się bierze wśród Ukraińców paniczny lęk przed otwartym oknem w pociągu czy marszrutce? Na zewnątrz 30 stopni, ale okno „zaktriwatje”. Próbowalem pytać o to jakiegoś Ukraińca, ale stwierdził po prostu: ruski człowiek lubi ciepło. Ja stwierdziłem że jednak to może jest kryterium przynależności kulturowej: my już należymy do Zachodu mentalnie, więc jest gorąco to otwieramy okno. U nich przeciąg zabija :)
Nie pytaj o zapach :) Śmierdziałem tak, że sam ze sobą nie mogłem wytrzymać. A co do okien, to zastanawiam się nad tym ilekroć jestem na Ukrainie. Czytałem ostatnio o ciekawej teorii, która mówi, że po przodkach możemy odziedziczyć nie tylko wygląd czy cechy charakteru, ale także wspomnienia i uczucia. Wynika z tego, że jeżeli np. nasz pradziadek doświadczył wielkiego głodu lub zimna, to strach przed tymi zjawiskami może występować także u nas. I być może coś jest na rzeczy – ale specjalista w tej dziedzinie ze mnie żaden.
Dziękuję za odpowiedź… Mnie to zastanawia i może rzeczywiście coś w tym jest, że może oni boją się zimna – no ale bez przesady. Jak jechałem autobusem – starym Ikarusem z Jaremczy do Rachowa to okna były zaspawane, miejsca nie było a ja myślałem że zemdleje. Porządnie przeczytałem wpis, ja o Iranie mam sporą wiedzę i koniecznie chce się wybrać do tego kraju. W przyszłym roku pewnie się uda. Iran w mojej opinii to fantastyczny kraj i super ludzie. Na razie cały mój czas wolny pochłania praca nad blogiem – wszystko na nim sam zrobiłem, nad szablonem pół roku pracowaliśmy, ale będę starał się po kolei czytać wszystkie Twoje wpisy wstecz. Można robić zdjęcia w meczetach??? Ja wybieram się na ukraińskie Zakarpacie od 8 do 12 marca. Niestety pracuje na pełen etat we Wrocławiu, więc nie mam aż tyle czasu. Ale postanowiłem, że opiszę w porządny sposób piękne miejsca na Ukrainie, bo niestety w polskim internecie informacji mało a jakość też kiepska. Chce także zrobić przewodnik o podróżowaniu po tym kraju koleją – taki jak zrobiłem o Serbii :)
W meczetach można robić zdjęcia, ale tylko telefonem. Jakbyś wybierał się do Iranu to służe pomocą! A co do przewodnika opisującego Ukrainę to jestem jak najbardziej „ZA”. W necie jest sporo informacji o Lwowie i Kijowie – a przecież ten kraj ma dużo więcej do zaoferowania. W każdym razie trzymam kciuki!
Świetny tekst!
Byliśmy w Iranie dwa razy, każda podróż trwała miesiąc i zgadzam się z każdym Twoim i nie Twoim słowem, bo sporo cytatów-)
Iran to fantastyczny kraj i bardzo bezpieczny, ale teraz najczęstsze komentarze pod naszymi blogowymi wpisami brzmią: nie baliście się?
Nie!!!
Boże, ja się w Polsce bardziej boję. W Iranie bałam się tylko przechodzić przez ulicę i leciałam za stadem Irańczyków, prawie trzymając się tych ich czarnych szmat.
Kocham Iran, uwielbiam, ale nigdy, przenigdy nie chciałabym tam mieszkać.
Och mogłabym godzinami pisać o Iranie.
Cieszę się,że trafiłam na ten blog, poczytam pozostałe teksty w wolnych chwilach, nie tylko o Iranie.
Masz świetne, lekkie pióro, piszesz co myślisz, klniesz jak szewc i to mi się podoba-)
Pozdrawiam serdecznie-)))
Iran ma niestety kiepski PR na świecie. Szkoda, bo to taki piękny kraj… Co do przechodzenia przez ulicę to święta racja – ale z drugiej strony jak nauczysz się to robić w Teheranie, to żadne inne miasto świata nie będzie Ci straszne.
Dzięki wielkie za komentarz i za komplement!
Ps. Kto by pomyślał, że rzucanie mięsem może być zaletą? ;)
Można z klasą rzucać mięsem-)
Teheran to koszmar nad koszmary. Tam faktycznie trzeba mieć szczęście, żeby przedostać się na drugą stronę ulicy. Szybko z niego uciekaliśmy.
Moja koleżanka z Polski mieszka w Teheranie, a ja sobie tego nie wyobrażam.
Ludzie boją się jeździć do Iranu. Leży między Irakiem, Pakistanem i Turcją. Wszyscy wsadzani są do jednego worka jako potencjalni terroryści. No i na dodatek myli się Persów z Arabami. Najwięcej do powiedzenia mają Ci, którzy tam nie byli, albo pojechali na tygodniową objazdówkę i wiedzą już wszystko. Moja znajoma była 8 dni, ale to już specjalistka od Iranu.
Piękny kraj!
Pozdrawiam-)
Mi też Teheran nie podszedł za pierwszym razem, ale przy drugiej wizycie prawie go pokochałem. To miasto to jakby równoległa do „naszej” rzeczywistość. Zupełnie coś innego niż Stambuł czy Kair, ale równie interesujący. No i te wszędobylskie klimatyzatory na ścianach – burdel większy niż w Bukareszcie.
Polecam każdemu!
Trzeba być desperatem, żeby pokochać Teheran. Ale co kto lubi-)
Miasta irańskie uważam za najbardziej wstrętne, smętne i zanieczyszczone na świecie. Można się w nich udusić!!!
Obrzydliwy Bukareszt to przy nich uzdrowisko-)
Ty masz gust!
No Teheran specyficzny jest, to prawda. Ale te murale propagandowe i widoki z wieży Milad kupiły moje serce!
Moje nie!
Ale miłość do Iranu pozostanie.
Mam słabość do murali i szukam ich w każdym mieście.
To musisz w UK Bristol odwiedzić. Pisałem kiedyś nawet o tym posta…