„Smutno, że spotykamy się po raz drugi dopiero teraz, kiedy wszystko się kończy. Bo świat się zmienia. Czuję to w smaku wody i ziemi, i powietrza. Nie mam nadziei, żebyśmy się jeszcze kiedyś mogli zobaczyć.”
J.R.R. Tolkien, „Władca Pierścieni: Powrót Króla”
Wstęp, czyli co mnie wkurza…
Postaram się napisać tego posta możliwie krótko i treściwie (choć tego pierwszego nie gwarantuję). Zanim w ogóle zacznę, chciałbym podzielić się z Wami pewnym spostrzeżeniem. Zauważyłem ostatnio na większości blogów dość niepokojącą tendencję. Mianowicie chodzi o to, że obecnie posty składają się głównie z samych zdjęć, do których tekst jest tylko zbędnym dodatkiem. Mam tu na myśli sytuację, kiedy wchodzę na pierwszego z brzegu bloga podróżniczego i jestem zmuszony dwa razy sprawdzić czy aby na pewno nie trafiłem na Instagrama…
Ja wiem, że dziś dominuje kultura obrazkowa, no ale ludzie: dżizas kurwa ja pierdolę, jakby zależało mi tylko na fotkach to bym sobie kupił fotoksiążkę w empiku albo komiks Marvela!
Smutne to wszystko – no bo jeżeli zdjęcia to jedyne czego chcą dziś ludzie, to być może jestem jedyną osobą, który czyta swoje posty do końca? A może już czas otworzyć bloga kulinarnego i pisać o zielonych kopytkach ze szpinakiem? Jeśli tak, to ja chcę DeLoreana z „Powrotu do przyszłości” z ustawioną datą: 1999 r. (Brad Pitt grał wtedy w dobrych filmach i nikt nie słyszał Justine Bieberze).
Ale dosyć narzekania – ten post będzie dość oldschoolowy, czyli taki z tekstem.
Stambuł
Stambuł to niesamowite miasto. Największe w Turcji i jedno z największych na świecie – nieoficjalne szacunki mówią nawet o 20 mln mieszkańców. Zrobi ono wrażenie na każdym kto zdecyduje się je odwiedzić. Na mnie zrobiło na tyle duże, że od 10 lat zajmuje nieustannie pierwsze miejsce w moim prywatnym rankingu „Najwspanialszych miejsc do życia”. O Stambule można mówić i pisać godzinami, ale prawda jest taka, że ani słowa ani zdjęcia nie oddadzą nawet w części jego orientalnego klimatu. W polskiej blogosferze znajdziecie mnóstwo postów w moim ”ulubionym” stylu: „10 miejsc, które musisz odwiedzić będąc w Stambule”. Temat ten jest na tyle wyeksploatowany, że postanowiłem go nie powielać. W związku z tym dzisiaj nie dowiecie się co musicie zobaczyć w tym mieście jak już do niego traficie – sorry za to.
W zamian oferuję Wam coś trochę bardziej oryginalnego. Mam nadzieję, że Was zainteresuje. Gotowi? No to zaczynamy!
O Turcji w światowych mediach jest ostatnio głośno głównie z trzech powodów:
- zamachów terrorystycznych
- nieudanego pseudo-puczu wojskowego, który notabene został najprawdopodobniej przygotowany przez samego prezydenta Erdogana
- przemycaniu nielegalnych imigrantów z Syrii i Iraku do Unii Europejskiej
Z wyżej wymienionych przyczyn wizerunek Turcji na arenie międzynarodowej jest obecnie gorszy niż wizerunek Polski. A wszyscy wiemy, że niełatwo nas pod tym względem przebić – no chyba, że jest się Koreą Północną…
Jedno jednak trzeba Turkom oddać – ich gospodarka przez ostatnie lata rozwija się w niesamowicie szybkim tempie.
Jak to jest zrobione: Megamiasto
Rząd Turcji pompuje obecnie niesamowite ilości pieniędzy w rozwój infrastruktury. W 2023 r. Republika Turecka będzie obchodzić 100-lecie swojego istnienia. Z tej okazji zaplanowano szereg inwestycji, które pomogą uczynić z Turcji 10-tą gospodarką na świecie pod względem wytwarzanego PKB. Jest to cholernie ambitny plan zważywszy na to, że obecnie kraj ten zajmuje 16-tą pozycję – ale jak na razie wszystko wskazuje na to, że może się udać. Obecnie rząd Turcji pracuje nad 7 gigantycznymi projektami inżynieryjskimi, z czego aż 6 realizowanych jest w Stambule:
- Trzeci most nad Bosforem (im. Sułtana Selima I Groźnego) – najszersze oraz najdłuższe połączenie dla zsumowanego ruchu samochodowego oraz kolejowego na całym świecie (otwarty w czerwcu tego roku). Koszt: 2,5 mld USD.
- Tunel Eurazja – podwodny tunel samochodowy łączący Azję z Europą. Koszt: 1,25 mld USD.
- Największe na świecie lotnisko (Istanbul New Airport). Docelowo po finalizacji projektu w 2028 r. ma obsługiwać rocznie 200 milionów podróżnych. Koszt: 7 mld USD.
- Meczet Camlica – największy tego typu obiekt w całej Azji Mniejszej . Będzie w stanie pomieścić jednocześnie 60 tysięcy wiernych. Koszt: 67 mln USD.
- Kanał Stambulski (zwany Drugim Bosforem). Jest to sztuczna droga wodna budowana równolegle do Bosforu i mająca połączyć Morze Marmara z Morzem Czarnym. Będzie miał 47 kilometrów długości i 150 metrów szerokości. Koszt: 10 mld USD.
- Istanbul Finance Center – nowoczesne centrum finansowe miasta. Obejmie powierzchnię ponad 2,5 mln m2. Koszt: 2,6 mld USD.
Więcej o tym co obecnie buduje się w Stambule znajdziecie pod linkiem: http://megaprojeleristanbul.com. Stronka jest niestety po turecku – no, ale za to są obrazki ;)
Dwa kontynenty
Stambuł to metropolia leżąca na dwóch kontynentach: europejskim i azjatyckim. Granicę między nimi stanowi cieśnina Bosfor. Ciekawostkę stanowi fakt, że niemożliwością jest dostać się pociągiem z jednego brzegu na drugi. Z tego też powodu miasto posiada dwa główne dworce kolejowe: Sirkeci – dla pociągów przybywających z Europy i Haydarpasę (czyt. „Hajdarpaszę”) – dla pociągów przybywających z Azji. Jeżeli chcemy dostać się z jednego kontynentu drugi, to jedyną opcją jest przeprawa promowa.
A właściwiej powinienem napisać, że jedyną opcją „była” przeprawa promowa…
Ale o tym za chwilę. Teraz kilka słów o naszych „bohaterach”. Każdy z nich ma niepowtarzalny klimat. I za każdym stoi niesamowita historia.
Sirkeci
„W październiku 1883 roku, pewnego niedzielnego wieczoru, z Gare de l’Est w Paryżu wyruszył krótki pociąg. Jego odjazdowi towarzyszyły tłumy zgromadzone przy świetle rozwieszonych na całym dworcu nowych lamp elektrycznych. W skład ciągniętego przez parowóz pociągu wchodził wagon bagażowy, dwa wagony sypialne i rzęsiście oświetlony wagon restauracyjny, a całość zamykał drugi wagon bagażowy na kufry podróżne i inne ładunki o dużym gabarycie. Jego pasażerów czekała podróż przez całą Europę na dystansie blisko dwóch tysięcy dziewięciuset kilometrów. W takiej oprawie swoją pierwszą podróż rozpoczął pociąg, który ochrzczono mianem Orient Expressu.”
Charles King, „O północy w Pera Palace. Narodziny współczesnego Stambułu”
Sirkeci to stacja legenda. Jej historia sięga czasów wojny krymskiej (1853 – 1856). Po jej zakończeniu władze Imperium Osmańskiego doszły do wniosku, że ze względów bezpieczeństwa państwa niezbędne jest połączenie linią kolejową Stambułu z resztą Europy. Warto dodać, iż w tamtych czasach na terenach obecnej Turcji nie było ani jednego kilometra torów. Prace ruszyły w 1869 r. a budynek dworca oddano do użytku w 1890 r. Z Sirkeci odjeżdżały pociągi w kierunku zachodnim, m.in. do stolic państw europejskich: Bukaresztu, Belgradu, Sofii, Salonik. Dworzec słynął głównie z tego, że był końcową stacją Orient Expressu – najbardziej luksusowego pociągu świata. Kursował w latach 1883 – 1977. Przez ten czas jego trasy były wielokrotnie modyfikowane i skracane. Najsłynniejszą z nich: trasę Paryż – Stambuł, pociąg pokonywał w 80 godzin. Jego pasażerami byli królowie, książęta, prezydenci. Podróżowali nim m.in. Hercules Poirot i James Bond. Pierwszy w najsłynniejszym kryminale Aghaty Christie: „Morderstwo w Orient Expressie” a drugi w filmie „Pozdrowienia z Rosji”. Połączenie do Stambułu przestało istnieć w latach 70-tych, ze względu na trudności przy przekraczaniu granic państw po sowieckiej stronie żelaznej kurtyny. W 1982 r. amerykański milioner James Sherwood założył prywatną spółkę Venice-Simplon Orient Express, która odkupiła od przewoźników państwowych oryginalne wagony i przywróciła im dawną świetność. Dlatego też, jeżeli kiedykolwiek ucieknie Wam samolot do Stambułu to warto pamiętać, że można dostać się tam pociągiem z Paryża za jedyne 35 tysięcy zł…
Więcej informacji znajdziecie tutaj: http://www.belmond.com.
Haydarpasa
„Haydarpasa, jak wiele słynnych budowli świata, zdaje się pochodzić z epoki, która już odeszła – jego przepych rzuca wyzwanie nijakiej bylejakości dzisiejszych czasów. Wzniesiony przed blisko stu laty tchnie zdumiewającą pewnością siebie europejskiego fin de siecle’u, triumfującego imperialnego ducha epoki, która nie znała ani ironii, ani żalu […]”
Sean McMeekin, „Ekspres Berlin-Bagdad Kajzer, islam i imperium osmańskie. 1898-1918”
Jako że pod koniec XIX w. transport kolejowy w azjatyckiej części Turcji (wtedy nazywanej Imperium Osmańskim) praktycznie nie istniał, aby przemieścić ludzi lub towary z jednego miejsca do drugiego używano dróg rzecznych (głównie Tygrysu i Eufratu) lub karawan. Przy czym oba te sposoby były mało efektywne i czasochłonne. Dla przykładu, podróż ze Stambułu do Aleppo (ok. 800 km) trwała ponad 40 dni… Chcąc unowocześnić kraj sułtan Abdulhamid II postanowił zainwestować w kolej. O pomoc poprosił niemieckich inżynierów, finansistów i samego cesarza Wilhelma II. Jako, że Niemcy znani są z rozmachu w projektach międzynarodowych (warto choćby wspomnieć I i II Wojnę Światową) to postanowili wybudować tory ze Stambułu aż nad Zatokę Perską. Taka po krótce była geneza budowy kolei, którą świat zna jako kolej berlińsko – bagdadzką. Jej flagowym dworcem został Haydarpasa – budynek jedyny w swoim rodzaju i prawdziwe arcydzieło architektury. Stoi on nie na ziemi, ale na 1100 drewnianych palach o długości 27 m, wbitych w dno Bosforu za pomocą młotów parowych. Wielkość budowli odpowiada jej randze – to stąd odjeżdżały pociągi do najdalszych miast Imperium: Bagdadu (obecnie Irak), Damaszku (obecnie Syria) i Medyny (obecnie Arabia Saudyjska). W swojej ponad 100-letniej historii Haydarpasa miał (wątpliwe) szczęście do pożarów. Warto zaznaczyć, że pierwszy miał miejsce już w dniu jego otwarcia… W czasie I Wojny Światowej budynek używany był jako skład amunicji dla wojska a w 1917 r. w wyniku akcji sabotażowej uległ eksplozji – odbudowa trwała 16 lat.W 1979 r. na Bosforze doszło do potężnego wybuchu na rumuńskim tankowcu Indenpendenta. Fala uderzeniowa pozbawiła Haydarpasę większości zabytkowych okien i znacznej części elewacji.
Ostatnie tragiczne wydarzenie miało miejsce w 2010 r., kiedy to w wyniku awarii instalacji elektrycznej kompletnie spłonął dach budynku. Nie odbudowano go do tej pory.[*]
Marmaray
Możliwość połączenia dwóch kontynentów za pomocą tunelu pod Bosforem zaczęto rozważać zaraz po tym jak w Turcji pojawiła się kolej – czyli ponad 150 lat temu. Niestety wcielenie tej idei w życie było w tamtych czasach niemożliwe ze względów technologicznych. Zastanawiający wydaję się fakt, że projekt czekał na realizację aż do początków XX w. Dopiero w 2004 r. budowa ruszyła pełną parą. Nazwa tunelu -„Marmaray” pochodzi od połączenia dwóch wyrazów: Morza Marmara i tureckiego słowa „ray”, oznaczającego kolej. Budowa trwała dziewięć lat i kosztowała ponad 4 mld euro. Jego długość to 13,6 km – z czego 1,4 km przypada na część podmorską. Położony jest na głębokości 56 m, co daje mu tytuł najgłębszego tunelu na świecie. Dziennie korzysta z niego ok. 1,5 mln pasażerów.
Marmaray ma na celu nie tylko pomoc w rozładowaniu wiecznie zakorkowanych stambulskich ulic. Jak podkreśla prezydent Turcji Recep Erdogan, ma on znaczenie globalne i zapewnia połączenie kolejowe Londynu z Pekinem. Jest częścią „Nowego Jedwabnego Szlaku”.
Epilog
„Prawda jest taka, że najgorszymi pociągami podróżuje się przez najlepsze krajobrazy. Superszybkie ekspresy – japoński shinkansen, Błękitny Pociąg z Paryża do Cannes czy Latający Szkot oferują tylko luksusową przejażdżkę, nic więcej; szybkość niweluje przyjemność podróży.”
Paul Theroux, „Stary Ekspres Patagoński. Pociągiem przez Ameryki”
Pociąg nazywał się „Dogu Express” (po ang. „Eastern Express”). Swój bieg zaczynał na Haydarpasy w Stambule i jechał do Karsu – miasta położonego na wschodzie Turcji, 30 km od granicy z Armenią. Pokonywał dystans 1944 km w 37 godzin – choć zdarzało się, że trwało to nawet dwa razy dłużej. Wszystko zależało od pogody i od stanu technicznego torów. No i od szczęścia oczywiście. Podróż nim miała być jedną z głównych atrakcji naszej tegorocznej podróży wokół Morza Czarnego. Niestety nie doszła ona do skutku. I nigdy już nie dojdzie. Połączenie zostało zlikwidowane. Turcja modernizuje swoje lokomotywy, wagony i tory. Nadchodzi era kolei dużych prędkości. Pociągi jeżdżą 2 razy szybciej a bilety są 3 razy droższe. Projekt Marmaray skrócił czas przejazdu z kontynentu na kontynent z 90 minut do zaledwie 4. Niestety, bieg nowych torów nie pokrywa się z trasą starych. To oznacza, że pociągi nie przejeżdżają już ani przez Haydarpasę, ani przez Sirkeci, w wyniku czego oba dworce przestały być potrzebne i zostały zamknięte.
Ruch pociągów ze stacji Sirkeci został wstrzymany w 2013 r. W najbliższych latach dworzec zostanie przekształcony w muzeum.
Z Haydarpasy ostatni pociąg odjechał w 2012 r. Ciężko przewidzieć jak potoczą się jego dalsze losy. Najbardziej prawdopodobna jest opcja, że zostanie przekształcony w luksusowy hotel (z przystanią jachtową).
Obecnie obydwa budynki są martwe – już nie spotkacie na nich podróżnych. Ostatnimi miejscami gdzie jeszcze tli się życie są restauracje dworcowe. Ta na Sirkeci nazywa się „Orient Express” a ta na Haydarpasy to „Mythos”. To głównie z tych dwóch miejsc pochodzą poniższe fotki. Jedyne co można teraz zrobić to odwiedzić któreś z nich – a najlepiej oba, zająć miejsce za barem, zamówić szklankę martini (obowiązkowo wstrząśnięte, nie zmieszane) i wznieść toast za epokę, która na naszych oczach bezpowrotnie odeszła.
[*] Choć może to podpadać pod teorię spiskową a’la agent Fox Mulder z Archiwum X, to sporo tureckich obywateli wierzy, że było to celowe podpalenie, zaaranżowane przez ludzi prezydenta Erdogana. W końcu już wiadomo, że firma budowlana, która dostanie kontrakt na „remodernizację” budynku należy do jego kuzyna…
ps. Mam nadzieję, że post Was nie zanudził i że nie skrolowaliście go tak szybko jak ja ostatniego Bonda… Wiem, że to co napisałem ma trochę smutny wydźwięk, ale naprawdę cholernie mi szkoda tych budynków. To prywatnie moje dwa ulubione miejsca w Stambule.
Jako ciekawostkę polecam Wam obejrzeć poniższą reklamę perfum Chanel N°5 z Audrey Tautou. Zauważyliście gdzie reżyser popełnił błąd? Jeśli czytaliście uważnie, to na pewno tak.
Pozdrawiam z samego środka Morza Czarnego!
15 komentarzy
Tę obserwację, na temat czytania i oglądania, zrobiłam już dawno. Kiedyś skłoniło mnie to do skasowania długoletniego bloga. dziś jestem bardziej odporna – sama lubię pisać i też mam wrażenie, ze ludziom wystarcza zajawka w czytniku i nawet nie wchodzą na blog, z którego pochodzi. Ja wchodzę, czasem dwa trzy razy, gdy nie mam czasu przeczytać całego wpisu za jednym zamachem. Miłego dnia!
Dzięki za komentarz Peonia. Powiem Ci, że mi też czasem nie chce się pisać jak patrzę co się dzieje na większości blogów i jakie są „trendy”. Ale z drugiej strony, nawet jeśli to co napiszę przeczytają dwie osoby i wniesie to jakieś wartościowe informacje w ich życie lub (jeszcze lepiej) skłoni do przemyśleń, to chyba warto poświęcić te kilka godzin (a czasem dni czy tygodni) na tworzenie posta. Poza tym zauważyłem, że mnie to odpręża. A jako, że moja aplikacja do medytacji na komórkę ni cholery nie chce zaskoczyć, to póki co zostaje mi tylko blog ;)
Pozdrawiam!
A poza tym pięknie zdjęcia…
A no to jeszcze raz serdecznie dziękuję – miło mi bardzo, że Ci się podobają.
Jak zawsze świetnie się czyta! Podkreslam CZYTA a nie OGLĄDA;)
Dzięki Kinga! Już po Twoim pierwszym „czyta” wiedziałem, że coś będziesz w dalszej części komentarza doprecyzowywała ;)
Kapitalny opis. Szukałam dobrego bloga podróżniczego – lubię zdjęcia, ale jak pojadę gdzieś, to sama sobie zrobię swoje, a chcę wiedzieć, jak tam jest, wczuć się w klimat – tak to umiejętnie opisujesz, że to CZUĆ i chce się tam jechać.
Dzięki… To jeden z najmilszych i najbardziej motywujących komentarzy w mojej „blogowej karierze”!
Stambuł jest niesamowity, na pewno warto tam pojechać i przekonać się o tym samemu. Niestety nie jest już tak bezpieczny jak kiedyś. Pozostaje tylko czekać i mieć nadzieję, że sytuacja szybko się ustabilizuje.
Pozdrawiam!
Przeczytałam. Do końca. Top-10 w Stambule już widziałam więc z ciekawością przeczytałam wpis. Czarno-białe zdjęcia są dodatkowym atutem. Planowałam wrócić do Turcji wsiąść w pociąg/autobus i pojechać gdzieś dalej, może nawet na wschód. Nie zdążyłam, zrobiło się mało bezpiecznie.
Szkoda, że „turecki plan” nie wypalił. Choć o dziwo, teraz wschód Turcji jest bezpieczniejszy dla turystów niż sam Stambuł. Ale jestem daleki od tego, żeby polecać teraz komukolwiek wizytę w tym kraju…
Pozdrawiam i dziękuję za komentarz!
Stambuł… nasze ukochane miasto. Bardzo chcielibyśmy tam wrócić we trójkę, ale… jakoś nie do końca pewnie się czujemy z tym pomysłem na ten moment. Rzeczywiście ostatnimi czasy Stambuł jest głównie kojarzony z tymi wszystkimi złymi wydarzeniami, które miały miejsce i to co się działo przykryło ciemnymi chmurami esencję tego miejsca… Mamy jeszcze sporo do zobaczenia – bo miesiąc to mało, żeby zajrzeć w „każdy kąt” (chociażby ta restauracja, którą znalazłeś – nam zupełnie nieznana). Oby „stare dobre czasy” wróciły i znów można było spokojnie wczuwać się w klimat tego miasta.
Mam nadzieję, że jeżeli chodzi o Stambuł to najgorsze już za nami. Chociaż… Ostatnio kupiłem cały rocznik „Kontynentów” z 1970 r. W artykułach autorzy opisują spokojne życie ludzi w Afganistanie, Iraku, Syrii… Kto by wtedy pomyślał, że 40 lat później kraje te ulegną prawie całkowitemu zniszczeniu w wyniku prowadzonych działań wojennych? Oby Turcję czekała lepsza przyszłość.
Pozdrawiam!
Świetny artykuł! Mi cały czas się marzy podróż pociągiem ze Stambułu do Karsu. Pociąg „Dogu Express” podobno kursuje, ale w relacji Ankara – Kars, z autobusem zastępczym z Ankary do Irmak (70 km od Ankary), natomiast jest on skomunikowany z pociągami szybkich prędkośći Istanbuł Pendik – Ankara. Nawet rozkład wynalazłem: Istanbuł Pendik odjazd: 10.45, przyjazd Ankara: 14.42, odjazd autobusu zastępczego: 17.58, odjazd do Karsu z Irmaku: 19.28, przyjazd do Karsu: 18.01 następnego dnia.
Dzięki! Trasa Stambuł – Kars to jedna z najbradziej zjawiskowych tras kolejowych Turcji (i w ogóle świata). Miałem okazję pokonać ją dwa razy kilka lat temu. Masz rację z tym połączeniem zastępczym. Problem w tym, że bilety na szybką kolej do Ankary są strasznie drogie. Bardziej opłaca się jechać autobusem. Poza tym, jak pociąg pędzi 250 km/h, to za wiele się za oknem nie zobaczy – a o widoki przecież chodzi. Pozdrawiam!
Hmm… Ja nawet chyba bym nie myślał o kupowaniu biletu tak trasowanego, tylko kupił od razu Balkan Flexipass – chyba najkorzystniej by cenowo wyszło…