„Moim życiem kieruje silna potrzeba wędrówki i obserwacji, a aparat służy mi jako paszport.”
Steve McCurry
Wstęp (krótki – można czytać)
Przyszło nam żyć w czasach, w których wszystko schodzi na psy. A właściwie to chyba już zeszło. Nie myślałem, że kiedyś to powiem ale: „kiedyś było lepiej” – oczywiście nie pod każdym względem. Pamiętam czasy kiedy można się było napić polskiego piwa, bez ryzyka (a właściwie pewności), że jutrzejszy poranek spędzimy z głową w sedesie. I kiedy był w Hollywood taki zawód jak scenarzysta – dlatego powstawały filmy nie tylko dla debili. A dziennikarki w telewizji potrafiły zbudować zdanie podwójnie złożone – i w dodatku miało ono jakiś sens. Dzisiaj jakość przeszła w ilość. To samo niestety dotyczy robienia zdjęć. Od kiedy rozpowszechniły się aparaty cyfrowe i portale społecznościowe każdy może być fotografem. Każdego dnia wrzucamy do neta ponad 350 milionów nowych zdjęć. Znaczna część z nich to fotka naszego śniadania albo samojebka na tle wiekowej meblościanki. I nie byłoby w tym nic złego, bo przecież nikt nikogo nie zmusza do ich oglądania, ale… Czasem szukając, nazwijmy to inspiracji podróżniczej przeglądam blogi, fb, instagrama. I trafiam na album zatytuowany „Tajlandia” lub „Sri Lanka”. Tylko, że tam nie ma zdjęć przedstawiających „Tajlandię” i „Sri Lankę” – bo cały kadr wypełniają usta „fotografa”, najczęściej ułożone w „słitaśny dziubek”. A to, co interesujące jest przeważnie w tle. Ostatnio modne są też „fotografie w podskoku”. Skakać można wszędzie: najlepiej na plaży (może być nawet na naszej polskiej, ale najlepiej na zagranicznej) lub przed Wieżą Eiffla… Jak to mówił Adaś Miauczyński: „Dżizas, kurwa, ja pierdole!”. Trochę oryginalności ludzie. Technika poszła do przodu. Mamy wypasione aparaty i mnóstwo programów do obróbki zdjęć. Szkoda, że pomysłów brak.
Nie zrozumcie mnie źle – nie uważam, że ja robie świetne zdjęcia (bo tak nie jest) a wszyscy inni są „be”. Ale Wasze zdjęcia naprawdę ogląda się lepiej jak nie ma Was na każdym lub choćby na co drugim. Bo to trochę tak jak byś był malarzem, ale tworzył tylko autoportrety. I to jeszcze kiepskie.
Koniec wstępu. Nie chciałem nikogo urazić – jeżeli jednak ktoś poczuł się dotknięty to trudno ;) Pora na tą przyjemniejszą cześć posta.
Pomimo pewnych problemów z jakimi boryka się współczesna, szeroko rozumiana fotografia, są na szczęście fotografowie, których prace ogląda się z prawdziwą przyjemnością i można do nich wracać nieskończoną ilość razy. One po prostu cieszą oko. Jedną z takich osób jest Steve McCurry. I choć możliwe jest, że nie wszyscy kojarzą to nazwisko, to na pewno wszyscy kojarzą jego zdjęcia. A przynajmniej jedno. Ale o tym za chwilę. Steve McCurry urodził się w Filadelfii w 1950 r. Ukończył filmoznawstwo na uniwersytecie w Pensylwanii. Jako 22-latek szukając ciekawych tematów wybrał się autostopem z USA, przez Meksyk i Amerykę Środkową, aż do Panamy. Podobno kupił tam nawet kilka obiektywów. Po studiach pracował przez dwa lata w lokalnej gazecie, po czym wyjechał do Indii jako wolny strzelec. Kilka miesięcy później dotarł do Pakistanu – nie zabawił tam jednak długo. Przebrany w strój mudżahedina został przemycony przez granicę z Afganistanem (zamkniętą już wtedy dla dziennikarzy). Był rok 1979 i inwazja wojsk radzieckich zbliżała się wielkimi krokami (kto oglądał Rambo III ten wie o co chodzi). Kilkadziesiąt rolek z filmami zaszył w ubraniu. To właśnie on jak pierwszy pokazał światu zdjęcia z tego konfliktu. Został za nie uhonorowany Złotym Medalem im. Roberta Capy – najbardziej prestiżową nagrodą w świecie fotoreportażu.
„Afgańska dziewczyna”
W 1984 r. Steve McCurry wykonał swoje najbardziej rozpoznawane zdjęcie. Było to w obozie dla uchodźców afgańskich w Pakistanie. W jednym z namiotów zauważył grupkę dziewczyn. Wśród nich była jedna, która przykuła jego uwagę. Poprosił jej nauczyciela o zgodę na wykonanie kilku fotografii.
Gdy rok później jedna z nich trafiła na okładkę National Geographic, wywołała poruszenie ludzi na całym świecie. Stała się symbolem wojny Afganistanie. W 2012 r. z USA wyruszyła grupa reporterów telewizji National Geographic Explorer mająca za zadanie odszukać dziewczynę. Przewodniczył jej oczywiście Steve McCurry. Po kilku miesiącach poszukiwań udało im się ją odnaleźć. Kobieta nazywa się Sharbat Gula i jest Pasztunką. Mieszka z trójką dzieci, mężem i bratem w Afganistanie w okolicy masywu Tora Bora. Podczas spotkania z reporterami po raz pierwszy zobaczyła swoja fotografię i dowiedziała się o jej sukcesie. W 2013 r. „Afgańska dziewczyna” została ogłoszona najsłynniejszą fotografią w historii magazynu National Geographic.
W latach 80-tych i 90-tych McCurry pracował głównie w Azji. I żył na krawędzi. Fotografował m.in. wojnę w Afganistanie, wojnę iracko-irańską, wojnę w Zatoce Perskiej, wojnę na Bałkanach, konflikty w Libanie, Kambodży, Birmie, Kaszmirze, na Filipinach i na Sri Lance. Przeżył pakistańskie więzienie i katastrofę lotniczą na Słowenii. Media dwukrotnie informowały o jego śmierci. On sam nigdy jednak nie uważał się za reportera wojennego. Zawsze chciał być wolnym strzelcem – jeździć tam gdzie ma ochotę. Obecnie najchętniej fotografuje zanikające kultury i zwyczaje ludzi w Azji i Afryce. Cały czas dużo podróżuje. W czasie swojej ponad 30-letniej kariery odwiedził z aparatem wszystkie kontynenty. Pieczątkami granicznymi i wizami wypełnił 20 paszportów. Jego ulubionym krajem są Indie, w których był ponad 100 razy.
“Wciąż i wciąż wracam do południowej i południowo-wschodniej Azji. Przyciągają mnie tam tysiącletnie świątynie, żywe kolory religijnych uroczystości i festiwali, ostre zapachy przypraw unoszące się w powietrzu i wszechobecne poczucie historii, otaczającej obszar niezmieniony przez stulecia. Moją wyobraźnię przykuwają zwłaszcza ludzie. Poszukując nowego zdjęcia, upatruję tych ulotnych, niepilnowanych chwil, chwil bez nadzoru i staram się uchwycić doświadczenia wyrzeźbione na ludzkich twarzach […]”
Steve McCurry
Fotografie Steve’a McCurry’ego prezentowane są w galeriach na całym wiecie. Publikowane były na pierwszych stronach najbardziej poczytnych gazet i w niezliczonej ilości magazynów. Jeżeli chcemy się nimi cieszyć w domowym zaciszu, możemy sięgnąć po jeden z kilkunastu autorskich albumów artysty:
- The Imperial War
- Monsoon
- Portraits
- South Southeast
- Sanctuary: The Temples of Angkor
- The Path to Buddha: A Tibetan
Pilgrimage - Steve McCurry
- Looking East
- In the Shadow of Mountains
- The Unguarded Moment
- The Iconic Photographs
- Untold: The Stories Behind
the Photographs
And the Oscar goes to…
Gdyby wymienić wszystkie nagrody, które Steve McCurry zdobył za swoje zdjęcia ten post byłby pewnie dwa razy dłuższy. Dlatego skoncentruję się na tych najważniejszych. Oprócz Złotego Medalu im. Roberta Capy (przyznawany za wyjątkową odwagę i inicjatywę) otrzymał kilka nagród World Press Photo. Wydarzenie bez precedensu miało miejsce w 1984 r. – kiedy to zdobył cztery pierwsze nagrody w czterech różnych kategoriach…
Królewskie Towarzystwo Fotograficzne w Londynie przyznało mu Medal Stulecia Towarzystwa za całokształt twórczości a francuski minister kultury odznaczył go Medalem Kawalera Orderu Sztuki i Literatury.
Od 1986 r. należy do Magnum Photos – najbardziej prestiżowej agencji fotograficznej świata (obecnie zrzesza 60 fotografów).
Takie rzeczy, czyli ciekawostki:
-
Kalendarze (tym razem bez cycków)
Steve McCurry był autorem zdjęć do 40 edycji najbardziej ekskluzywnego kalendarza świata – Pirelli (na rok 2013). Różnił się on od poprzednich edycji tym, że modelki nie były nagie i nie występowały w roli przedmiotu pożądania. Tym razem bardziej niż ich wygląd liczyło się to, że każda z nich pracuje na rzecz organizacji charytatywnych. Wszystkie zdjęcia zostały wykonane w fawelach (dzielnicach biedoty) Rio de Janeiro. Na jednym ze zdjęć pojawia się co prawda supermodelka Adriana Lima – ale jak się okazuje jest ona wolontariuszką w jednym z sierocińców w Brazylii.W 2015 r. zdjęcia artysty pojawiają się w kolejnym kalendarzu – Lavazza. Fundacja tej firmy od lat współpracuje z lokalnymi społecznościami w Afryce na rzecz osiągnięcia przez nie autonomii i poprawy standardów jakości uprawy kawy. W projekt zaangażowanych jest m.in. 750 plantatorów z Tanzanii – tam też wykonane zostały wszystkie fotografie.
- Kodachrome
Steve McCurry od początku kariery pracował na filmie Kodak Kodachrome. Uważał go za „najlepiej odwzorujący rzeczywistość”. Wykonał nim ponad 800 tysięcy fotografii. Być może w erze fotografii cyfrowej liczba ta nie robi takiego wrażenia, ale kiedy przeliczycie to na ilość filmów (jeden to max. 36 fotek) to wychodzi sporo ponad 20 tysięcy. Kilka lat temu Kodak ogłosił zaprzestanie produkcji Kodachrome to ostatnią rolkę filmu podarował właśnie McCurry’emu. Artysta wyruszył w 6-tygodniową podróż po świecie aby znaleźć odpowiednie osoby i wykonać 36 portretów. Jedną klatkę poświęcił na zdjęcie swojego przyjaciela – Roberta De Niro. -
Wystawę zdjęć artysty do niedawna można było oglądać w Leica Gallery w Warszawie.
Jeśli podobają Wam się jego prace to koniecznie zajrzyjcie na strony internetowe:
Jakiś czas temu Steve McCurry udostępnił w sieci krótki poradnik dla początkujących fotografów (zresztą rady te mogą być równie przydatne dla tych nie-początkujących). Na przykładzie kilku swoich zdjęć prezentuje podstawowe zasady kompozycji. I choć ich zastosowanie nie zagwarantuje nam uzyskania genialnej foty, to na pewno będzie to mały krok w kierunku perfekcji. Oto one.
- Zasada trójpodziału
Na zdjęcie, które chcesz wykonać nałóż w równych odległościach cztery wyimaginowane linie – dwie pionowe i dwie poziome. Fotografowany obiekt umieść w jednym z czterech punktów przecięcia (tzw. mocnych punktów obrazu). Pozwoli Ci to uzyskać bardziej zbalansowane zdjęcie.
- Linie prowadzące
Fotografie są dwuwymiarowe. Możemy dodać im głębi poprzez zastosowanie linii prowadzących, które przecinają się w jednym punkcie.
- Linie ukośne
Ich odpowiednie zastosowanie pozwoli dodać zdjęciu dynamiki.
- Kadr w kadrze
Wykorzystuj naturalne obramowania, takie jak drzwi, okna, dziury w murach i ogrodzeniach.
- Kontrast
Znajdź kontrast pomiędzy fotografowanym obiektem a tłem. Zwiększy to ładunek emocjonalny przedstawianej sceny.
- Zbliżenie
Jeśli to możliwe to zamiast używać zoom’u, podejdź bliżej do osoby, którą chcesz sfotografować.
- Oko w centrum kadru
Umieść lewe lub prawe oko w centrum kadru. Pozwoli to na uzyskanie wrażenia, że wzrok osoby ze zdjęcia podąża za Tobą.
- Powtórzenia
Wykorzystuj powtarzające się wzory i ich zakłócenia spowodowane zmianą koloru lub kształtu.
- Symetria
Kompozycję symetryczną stosujemy głównie w fotografii portretowej. Używamy jej, gdy zależy nam na podkreśleniu tematu głównego. Jednak pamiętajmy, że wszystkie elementy leżące na lewo i na prawo od tematu głównego powinny zawsze układać się symetrycznie, aby zachować równowagę obrazu.
Podsumowanie (krótsze niż wstęp)
Wiecie, że w ostatnich latach od robienia selfie zginęło więcej ludzi niż od ataków rekinów? Do wypadków dochodziło głównie podczas zwisania z mostów, na dachach wieżowców i w zoo – bo niedźwiedzie nie za bardzo chciały pozować…
Jeżeli podróżujesz (choć nie jest to warunek konieczny) to każdego roku masz prawdopodobnie przynajmniej kilka tysięcy okazji, żeby zrobić naprawdę ciekawe zdjęcie. A jeśli brak Ci inspiracji to looknij w google’a na pracę gościa, o którym pisałem powyżej. Widzisz na jego zdjęciach skaczących ludzi?
No właśnie.
ps. A teraz kilka moich ulubionych fotek Steve’a McCurry’ego:
4 komentarze
Dziękuję za ten post. Bardzo dobra robota, rzetelna i pełna serca.
Dziękuję :)
Czytając tę historię nie mogłem gościa skojarzyć. Dopiero zdjęcia na końcu przypomniały mi, że wystąpił w jednym z odcinków programu ,,Legendy Magnum Photos” :) Niesamowite fotografie, bardzo trafne i pomocne uwagi na temat, jak robić dobre zdjęcia. Wspomniałeś o reporterze wojennym. Co powiesz na temat Jamesa Nachtwey’a? Niesamowity gościu, o którym powstał bardzo ciekawy dokument – War Photographer. Musiałeś widzieć :) Wracając do Steve’a i jemu podobnych fotografów – to warto oglądać ich prace, czerpać inspiracje i próbować przenosić to wszystko do swoich zdjęć. Ty widzę, że jesteś pojętnym uczniem, bo Twoje zdjęcia są naprawdę w porządku ;)
pozdrówka!
Ze Stevem McCurry’m jest tak, że większość osób może nie kojarzyć jego nazwiska ani twarzy – ale na pewno widziała raz w życiu choć jedną jego pracę.
A co do Jamesa Nachtwey’a to szczerze powiem, że nie słyszałem o nim wcześniej. Ale właśnie w tej chwili go „googluje”, bo mnie zaciekawiłeś.
ps. dzięki za inspirację… no i za komplement ;)