„Moda przemija, styl pozostaje.”
Coco Chanel
Wstęp
Tak najbardziej to lubię pisać o ludzkich emocjach. A jako, że jest to blog podróżniczy, to idealnie jest jak do tych emocji doda się szczyptę historii odwiedzanego miejsca. Takie połączenie powoduje, że treść jest w miarę lekko strawna, a całość nie zalatuje sztucznością niczym żarty Ziemca na zakończenie Teleexpresu.
Miejsce do którego Was dzisiaj zabieram jest ucztą dla oczu. Wizualnym majstersztykiem. Problem w tym, że nie wiążą się z nim żadne wydarzenia, które u kogokolwiek mogłyby spowodować przyśpieszone bicie serca. To taki spokojny, zachowawczy i kulturalny tekst. Bez trzęsień ziemi i rzucania mięsem. Tego ostatniego będzie mi chyba najbardziej brakować, ale jakoś to sobie odbiję w następnym poście…
Guilty pleasure
Czasami słucham Backstreet Boys w samochodzie. Wydaje mi się, że przy „Larger Than Life” moje Volvo ma spokojnie o jakieś 50 koni mechanicznych więcej. Drugą rzeczą, do której nigdy publicznie się nie przyznam jest to, że uwielbiam serial „Poirot” z Davidem Suchetem. Widziałem wszystkie 70 odcinków i uważam to za nie lada wyczyn, zważywszy na to, że słowo „akcja” w słowniku scenarzystów raczej nie istnieje. Ale serial ten ma jedną niezaprzeczalną zaletę (tak szczerze, to ma ich więcej, ale na tej jednej się skupię): kręcono go w najlepszych wnętrzach art deco na Wyspach Brytyjskich. Nie żadne CGI ani studia filmowe, tylko autentyczne angielskie posiadłości z dwudziestolecia międzywojennego.
Aż trzy epizody kręcone były w Eltham Palace – i jak dla mnie już to jest wystarczającą rekomendacją, żeby to miejsce odwiedzić. Podobno Cheryl Cole kręciła tam teledysk do swojej piosenki „Parachute”, ale tego nie podejmuję się komentować, bo jak już ustaliliśmy moja znajomość muzyki współczesnej kończy się na albumie „Millennium” Backstreet’ów – a ten wydany został jeszcze w poprzednim wieku. A teraz już na poważnie.
Art deco – tło historyczne
Lata 20 i 30 XX w. miały jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny klimat. Ludzie pragnęli zapomnieć o koszmarze I Wojny Światowej, chcieli się bawić i korzystać z życia. Dziś okres ten nazywamy Dwudziestoleciem Międzywojennym. Gdyby oni wtedy wiedzieli, że za kilkanaście lat ich świat nawiedzi kolejny wielki kataklizm…
Ale nie wybiegajmy za bardzo w przyszłość, zostańmy jeszcze przez chwilę w szalonych i beztroskich latach 20-tych. Był to czas nadziei, optymizmu i blichtru niczym z kart powieści „Wielki Gatsby” Francisa Scotta Fitzgeralda. Czas zadymionych klubów jazzowych, fokstrota, kolorowych drinków, wyzwolonych kobiet, mężczyzn w prążkowanych garniturach, Orkiestry Duke’a Ellingtona, automobili Bugatti i nowojorskich drapaczy chmur. Czas fascynacji kinem, radiem i elektrycznością. Bez Instagrama, bez Facebooka i bez selfie sticków. Lubię to!
Właśnie w takiej atmosferze rozmachu nabierał zupełnie nowy styl w sztuce – art deco. Jego nazwa wywodzi się od wystawy „Exposition Internationale des Arts Decoratifs et Industriels Modernes” (Międzynarodowa Wystawa Sztuk Dekoracyjnych i Przemysłu Współczesnego), która miała miejsce w 1925 r. w Paryżu. Art deco łączył zamiłowanie do nowoczesności z kulturą Orientu i sztuką starożytnego Egiptu. Twórcy tamtego okresu stawiali na elegancję, wyrafinowanie i prostotę. Używali tylko materiałów najwyższej jakości: srebra, marmuru, kości słoniowej, drogich kamieni i egzotycznego drewna. W późniejszym okresie zaczęto sięgać również po tańsze surowce, takie jak bakelit i stal chromowana. Dzięki temu sztuka art deco stała się dostępna również dla ludzi nieco gorzej sytuowanych niż Jay Gatsby.
Kres art deco wyznaczył wybuch II Wojny Światowej, która całkowicie zmieniła sposób postrzegania ówczesnego świata. W nowej, obdartej ze złudzeń rzeczywistości na dawną radość życia nie było już miejsca.
Eltham Palace – historia w wersji light
Eltham Palace to dawna rezydencja królewska położona w południowo-wschodnim Londynie. Pierwsze pisemne wzmianki o niej pochodzą z drugiej połowy XI w. W ciągu stuleci swojego istnienia miała wielu znakomitych mieszkańców, ale najsłynniejszym z nich był Henryk VIII – król Anglii, który spędził tu całe swoje dzieciństwo. Kres świetności rezydencji przyniosła Angielska Wojna Domowa (1642-1651), która pozostawiła ją w kompletnej ruinie i sprawiła, ze na prawie 300 lat popadła w zapomnienie.
W 1933 małżeństwo milionerów Stephen i Virginia Courtauldowie szukało dla siebie wiejskiej posiadłości nieopodal Londynu. Dzięki wstawiennictwu swoich wpływowych znajomych udało im się wydzierżawić od rodziny królewskiej Eltham Palace na okres 99 lat. Architekci John Seely and Paul Paget zaprojektowali na ruinach dawnej posiadłości nowoczesną rezydencją, którą udało się ukończyć w ciągu zaledwie 3 lat. Należy przy tym zaznaczyć, że odrestaurowano przy okazji każdy fragment średniowiecznych murów, który tylko się do tego nadawał.
Courtauldowie mieli wielu przyjaciół wśród wysoko postawionych dyplomatów i już w 1936 r. jeden z nich poradził im, aby pod budynkiem wybudowali schron przeciwlotniczy – już wtedy bowiem brytyjskie tajne służby przewidywały możliwość wybuchu wojny z Niemcami i ryzyko bombardowań. Szkoda, że polski wywiad nie miał tak dobrych informacji…
Za wystrój wnętrz odpowiedzialni byli najlepsi projektanci tamtych czasów: Szwed Rolf Engstromer i Włoch Peter Malacrida. Wszystko co zobaczycie na zdjęciach poniżej jest owocem ich pracy.
Eltham Palace było jednym wielkim dziełem sztuki wyposażonym we wszystkie nowinki techniczne dostępne w tamtych czasach. Był system centralnego odkurzania, ogrzewanie podłogowe, radiowęzeł i centrala telefoniczna Siemensa. Ale najważniejsza była sala balowa na 450 osób.
Bo Courtauldowie byli ludźmi dość ekscentrycznymi. Połowę roku spędzali podróżując po świecie swoim prywatnym jachtem w towarzystwie lemura o imieniu Mah-Jongg, który był ich zwierzęciem domowym… Druga połowa upływała im natomiast na wydawaniu przyjęć w swojej posiadłości. A trzeba przyznać, że gości mieli znakomitych: aktorów, polityków, artystów, reżyserów filmowych i członków rodziny królewskiej.
W 1936 r. gościła u nich na obiedzie sama Elżbieta Bowes-Lyon, znana później jako Krolówa Matka.
„Bardzo lubię Courtauldów i podziwiam ich entuzjazm. Muszę przyznać, że niektóre elementy wystroju ich rezydencji wydają mi się trochę przesadzone – ale ogólnie wszystko to wygląda bardzo interesująco, no i na Boga, jak dobre jedzenie tam serwują! Szampan zresztą też był niczego sobie!”
Elżbieta Bowes-Lyon, 1936 r.
W 1940 r. na Eltham Palace spadły 4 bomby, powodując znaczne zniszczenia zarówno w nowej, jak i w starej części rezydencji. Courtauldowie opuścili Eltham Palace w maju 1944 r. Przeprowadzili się do Szkocji, by kilka lat później przenieść się na stałe do Rodezji (dzisiejsze Zimbabwe). Tam nadal oddawali się swojej pasji tworzenia i urządzania wnętrz – wybudowali replikę francuskiego zamku i urządzili go w stylu art deco, oczywiście. Po wojnie Eltham Palace przejęło wojsko, by w 1995 r. oddać go pod opiekę English Heritage – państwowej instytucji zajmującej się ratowaniem zabytków. Niedawno ukończono wartą 1,7 miliona funtów renowację obiektu mającą na celu przywrócenie mu blasku z lat 30-tych.
Epilog
Art deco jest moim ulubionym stylem w sztuce. Jak bym miał odpowiednią ilość gotówki i odpowiednio duży garaż to wykupiłbym każdą DESĘ w Polsce. Uważam, że artyści i projektanci tworzący w czasach późniejszych nie byli w stanie uzyskać choć w połowie tak doskonałego połączenia prostoty z wyrafinowaniem i funkcją. Aż do czasu kiedy pojawił się Steve Jobs i pokazał światu pierwszego IPhone’a. Żartowałem…
Kiedy będziecie „zwiedzać” dom Courtauldów zwróćcie uwagę na kontrastowe zestawienia kolorów, staroegipskie motywy i masywne meble, których ozdobę stanowi dekoracyjny fornir. Zostały one wykonane z hebanu, mahoniu i palisandru. To jest coś więcej niż IKEA, tego w OBI nie dostaniecie.
O art deco napisano dziesiątki książek i gdybym chciał wchodzic w szczegóły ten post byłby pewnie 3 razy dłuższy. A nie chciałem przynudzać, dlatego wątek historyczno-opisowy ograniczyłem do minimum. Poza tym jest to jeden z tych postów, w których zdjęcia są ważniejsze niż tekst. A odbiór wrażeń wizualnych umili Wam Ambrose Mayfair Hotel Orchestra i utwór “Stay as sweet as you are” z 1934 r. Pierwotnie mieli zagrać Backstreeci, ale pomyślałem, że lepiej sprawdzi się coś z epoki…
ps. I jeszcze coś tylko i wyłącznie dla czytelników pełnoletnich. Do ogladania fotek polecam również jeden z ulubionych drinków Francisa Scotta Fitzgeralda – autora książki “Wielki Gatsby”. Drink nazywa się Rickey. Potrzebujesz wysokiej szklanki, 4 kostek lodu i soku wyciśniętego z połowy limonki. Dodajesz 60ml ginu, dopełniasz wodą gazowaną i dorzucasz plasterek limonki. Jak nie masz pod ręką ginu, możesz użyć whisky. Jak nie masz whisky, użyj czegokolwiek co ma procenty. Tylko wtedy to już nie będzie się nazywało Rickey – ale czy to ważne?
12 komentarzy
Ach, ja kilka lat temu też obejrzałam „Poirota” z Davidem Suchetem. Codziennie po jednym odcinku, dlatego czułam się jakby umarł ktoś mi bliski po obejrzeniu „Kurtyny”. Myślę, że kiedyś zrobię powtórkę. Wcześniej „Sherlock Holmes” i Jeremy Brett, na Street 221 B też się wzruszyłam. „Sprawy inspektora Morse’a” się wpasowały. Uwielbiam wszystko co staroangielskie. Weekend spędziłam w Savannah, cacuszko angielskie. Piękna muzyka idealnie pasuje to tych wykwintnych wnętrz. Co za niezwykli ludzie, balowali, podróżowali, dobrze karmili, a przecież mogli żyć od polowania do polowania i zajmować się plotkami. Świetna robota, przeczytałam z prawdziwą przyjemnością:)
Dzięki wielkie za tak miłe słowa! Suchet stworzył niezapomnianą i niedoścignioną kreację. Wszystko co powstało później – łącznie z ostatnią ekranizacją „Morderstwa w Orient Expessie” z Kennethem Branaghiem – jest albo komiczne, albo głupie, albo połączeniem obu powyższych. Co do Holmesa, to już jest temat na innego posta – ciągle siedzi mi w głowie i nie daje spokoju.
Też lubię nostalgiczne posty, jeden nawet czytałem niedawno u Ciebie na blogu…
Pozdrawiam!
Bardzo ladnie napisane Pawel! Fajnie, ze po tygodniach spedzonych na statkach odczuwasz potrzebe ogladania rzeczy pieknych, ze poczucie estetyki nie zostalo utopione w guar gum lub polimerze. I ze masz ochote i checi na dzielenie sie tym z innymi.
Dzięki Marcin! Kiedy jestem na statku to właśnie pisanie bloga pozwala mi nie zwariować. Można powiedzieć, że posty mają funkcję terapeutyczną… dla autora. Poza tym wydaje mi się, że choćbyś nie wiem jak ciekawą miał pracę, to dobrze jest mieć zajawkę. Na pewno wiesz o czym mówię – w końcu robimy w tej samej branży…
Ech, mieszkałabym! Dwudziestolecie międzywojenne to moja ulubiona epoka. Świetnie napisany tekst, zdjęcia wysmakowane jak styl art déco. Mimo wszystko na koniec włączyłam Backstreet Boys :D
A dziękuję Ci bardzo za komentarz! Misją tego bloga jest również poszerzanie gustów muzycznych czytelników ;)
Ja zaraz zabieram się za Twój tekst o Wyspie Wielkanocnej – sprawdzę jak skuteczna jesteś w zniechęcaniu…
Nie jestem szczególną miłośniczką art deco, chociaż cieszą oczy różne detale w tym stylu (np. na jednym z Twoich zdjęć kurki w kształcie kwiatów)… ale jak Ty to wszystko pięknie i ciekawie opisałeś. Miło się czyta i gęba się cieszy (Backstreet Boys :D).
Dzięki! Cieszę się, że tekst przypadł Ci do gustu – mimo iż to nie Twoje klimaty. Nie było łatwo się do tego zabrać, bo temat wydawał się równie ciężki jak meble art deco. Ale zdjęcia wyszły całkiem spoko i nie chciałem, żeby zaległy gdzieś w otchłaniach twardego dysku. A co do Backstreetów… to jak widzę/słyszę co teraz okupuje listy przebojów, to wydaje mi się że oni całkiem ambitną muzę grali ;)
Przeniosłam się w piękne czasy dzięki opowieści i fotografiom. Dziękuję.
Dziękuję bardzo za komentarz! I racja – dla kogoś kto potrafi docenić design i jakość materiałów, to czasy były rzeczywiście cudne. Istny raj dla estetow.
Pozdrawiam serdecznie!
Panie Pawle – pięknie Pan pisze i opowiada o swoich zainteresowaniach. A że zahaczył Pan o tematy mi bliskie – to pokusiłam się o skomentowanie.
Uwielbiam serial Poirot, i chłonę każdą wzmiankę na ten temat – zarówno na temat odtwórców ról, jak i ciekawostek związanych z kręceniem serialu. Lubię wnętrza pokazywane w tych filmach, podziwiam funkcjonalność i estetykę mebli, wykończeń w najwyższym stopniu funkcjonalnych jak i cieszących oczy.
Nie wszystko jednak mi się podoba w jednakowym stopniu. Bardziej lubię finezyjność i giętką linię Secesji. Szczególnie tej wiedeńskiej.
Ale ad rem.
Nie wiem, czy wpadła Panu w oczy informacja, że David Suchet został uhonorowany tytułem szlacheckim za tzw całokształt – a głównie za rolę życia – Herculesa Poirot.
Niestety – tak jak wszystko co dobre – tak i serial ten ma swój koniec w postaci przesmutnego odcinka pt „Kurtyna” Agatha Christie pod koniec pisania powieści z nadętym bufonem jak nazywała Poirota – w roli głównej – miała serdecznie dość tej postaci, i postanowiła ją uśmiercić.
Ale przezornie zamknęła tę powieść w sejfie z zastrzeżeniem, że wolno ją wyjąć i opublikować w 20 lat po jej śmierci.
Wiedziała, że wierni czytelnicy jej tego nie darują.
I ja poczułam coś na kształt żałoby, gdy obejrzałam ostatnie sceny tego odcinka. Tak, jakby odszedł ktoś niesamowicie bliski.
Współczuję w pewnym stopniu samemu aktorowi, który musiał czuć się niezwykle przytłoczony tą rolą. Ale pewnie w jakimś stopniu utożsamiał się z tą postacią tak, jak wielu innych twórców serialowych postaci.
W równym stopniu kocham serial kręcony równolegle – Miss Marple. Główną rolę odtwarzało kilka aktorek, ale chyba najwierniejszą, najdokładniejszą wersją Miss Jane Marple będzie w moich oczach kreacja aktorki Julii McKenzie. W większości odcinków wystąpiła Geraldine McEvan, ale w moim odczuciu jest mało angielska, chwilami niepoważna… Najgorszą Miss Marple była Amerykanka Margaret Ruthefort – rubaszna i prostacka, z typowo amerykańskim poczuciem humoru.
Wielu aktorów wystąpiło w obu seriach, i miło było porównywać grę aktorską i sposób kreowania postaci przez tego samego aktora w różnym entourage’u
Jestem także miłośniczką gry symulacyjnej The Sims – od pierwszej części! Miłość ta trwa więc przeszło 23 lata! Nie wspominałabym o grze gdyby nie to, że wielu twórców custom contents do gry pokusiło się o odtworzenie w grze postaci Herculesa Poirot, np Polka o nicku Bakalia (TSR)
https://www.thesimsresource.com/downloads/details/category/sims4-sims-male-adult/title/sim-hercule-poirot-inspiration-retro-reboot/id/1532241/
A w meblarstwie w stylu art deco specjalizowała się niejaka ShinoKCR, i można sobie skompletować kompletne wyposażenie mieszkania czy domu w tym stylu – tu przykładowy livingroom
https://www.thesimsresource.com/downloads/details/category/sims4-sets-objects-livingroom/title/art-deco-livingroom/id/1321427/
Warto pooglądać jej prace z czystej ciekawości – pięknie poradziła sobie ze stylem!
Przepraszam, jeśli moja wypowiedź jest nie na temat, ale chciałam siępodzielić z Panem garstką ciekawostek na temat ulubionego stylu, bohatera i przy okazji serialu :)
Dziękuję za komentarz. Przepraszam też za tak późną odpowiedź. Uwielbiam serial Poirot i wszystko co związane z Agathą.
Powiem Pani, że miałem okazję odwiedzić jej rezydencję w Devonie – Greenway House.
Mam setki zdjęć stamtąd i swego czasu był
w planach post o pani Christie – niestety musiałem odłożyć pisanie że względów prywatnych. Mam nadzieję, że kiedyś wrócę do blogowania.
Pozdrawiam serdecznie i polecam wizytę w Greenway kiedy tylko będzie Pani w Anglii.