„Nie jesteśmy złodziejami. My tylko zabraliśmy to, co zostawili dla nas nasi przodkowie.”
Ali Abd-el-Rasul
Wstęp
Ten post będzie o grobowcach, a dokładniej o ich poszukiwaniu i okradaniu. Teoretycznie od tego pierwszego są archeolodzy, a od tego drugiego złodzieje. Bywa jednak, że ów podział ról wcale nie jest tak oczywisty. Opisane tu wydarzenia nie są fikcją, więc akcji w stylu Indiany Jonesa czy Lary Croft się nie spodziewajcie. Nie znaczy to jednak, że będzie nudno – w każdym razie fanom „Ocean’s Eleven” powinno się spodobać.
Qurna
Przemierzając drogę z Luksoru do Doliny Królów mało kto zwraca uwagę na niepozorną wioskę znajdującą się na zboczach Wzgórz Tebańskich. Sytuacja wyglądałaby zapewne inaczej, gdyby ludzie wiedzieli jaką skrywa ona tajemnicę.
Żeby zrozumieć co właściwie tam zaszło musimy cofnąć się nieco w czasie, ale bynajmniej nie do epoki faraonów – 70 lat w zupełności wystarczy. Po II Wojnie Światowej sytuacja ekonomiczna Egiptu wyglądała katastrofalnie i rządzący musieli szybko znaleźć sposób, aby zwiększyć wpływy do budżetu. Jako, że w tamtych czasach największe straty państwo ponosiło z tytułu nielegalnego handlu antykami, to logicznym było, że właśnie tutaj postanowiono szukać oszczędności. Przeprowadzono zakrojone na szeroką skalę dochodzenie, z którego wnioski brzmiały następująco:
- do największej liczby legalnych, półlegalnych i całkowicie nielegalnych transakcji dochodzi w okolicach Luksoru i Doliny Królów
- w znakomitą większość tych transakcji zamieszani są mieszkańcy wsi Qurna.
Qurnawis – bo tak określa się mieszkańców Qurny, byli w tamtych czasach bardzo dobrze znani każdemu kto choć trochę interesował się archeologią, ponieważ większość z nich pracowała fizycznie przy wykopaliskach, oddając nieocenione usługi naukowcom angielskim, francuskim i amerykańskim. Ale wioska miała też swoją ciemną stronę. Qurnawis od stuleci zajmowali się również okradaniem starożytnych grobowców – i odnosili na tym polu niemałe sukcesy. Oprócz tego trudnili się również profesjonalnym wyrabianiem falsyfikatów. W tym ostatnim doszli do takiej perfekcji, że nawet największe europejskie muzea kupowały ich „rękodzieła” wierząc, że to oryginały.
Kiepski PR wioski w połączeniu z wynikami śledztwa sprawił, że postanowiono bliżej przyjrzeć się działalności jej mieszkańców. Zarządzono kolejne śledztwo, tym razem dużo bardziej szczegółowe. Pętla wokół Qurny zaczęła się zaciskać.
Można by powiedzieć, że to co odkryły połączone siły policji i Służby Starożytności wywołało u nich zaskoczenie, oburzenie czy też zniesmaczenie. Prawda jest jednak taka, że w tym momencie język polski okazuje się bezsilny i nijak nie potrafi oddać rzeczywistych emocji. Oni po prostu mieli zajebistego „mindfucka”. Okazało się bowiem, że prawie wszystkie domy na terenie wioski zostały z premedytacją wybudowane na starożytnych grobowcach. Dzięki temu Qurnawis mogli je bezkarnie rabować nie wzbudzając przy tym niczyich podejrzeń! Przyznacie sami, że w tym kontekście powiedzenie „praca z domu” nabiera zupełnie innego znaczenia!
Pobieżne badania wykazały, że pod ziemią wciąż może się znajdować nawet kilkaset nieodkrytych grobowców. Te, które zostały już „odkryte” i ograbione przez przedsiębiorczych Qurnawis były używane głównie jako latryny lub składowiska odpadów.
Chcąc uratować to co pozostało, należało w pierwszej kolejności pozbyć się mieszkańców i zabezpieczyć teren. W tym celu rząd postanowił przesiedlić ich do nowo wybudowanej osady – Nowej Qurny. Nazwa brzmi bardzo nieszablonowo, prawda? Część ludzi zdecydowała się na przeprowadzkę, ale zdecydowana większość wolała pozostać w „starej” Qurnie. Przepychanki rządu z mieszkańcami trwały ponad pół wieku.
W 2006 r. na rozkaz Mubaraka do wioski wjechały buldożery. Wysiedlono ponad 3500 rodzin a Qurna została zrównana z ziemią. Pozostawiono jedynie kilkanaście domostw, które w przyszłości mają być przekształcone w skansen. Tak oto historia „Wioski Złodziei” dobiegła końca. Jednak nasza opowieść dopiero się zaczyna.
„Okazało się, że cała wieś Qurna – rodzinna wieś Abd-el-Rasula – to zawołani złodzieje i świętokradcy. Rzemiosło to, przechodząc z ojca na syna, kwitło tu od niepamiętnych czasów, prawdopodobnie od XIII wieku przed Chrystusem. Drugiej takiej złodziejskiej dynastii nie było chyba nigdy i nigdzie na świecie.”
C.W. Ceram, „Bogowie, groby i uczeni”
Najsłynniejszym klanem zamieszkującym Qurnę była rodzina Abd-el-Rasul. Teraz opowiem Wam o tym czym sobie na tą sławę zasłużyli.
Skrytka DB-320
Był rok 1871, kiedy Ahmed Abd-el-Rasul wraz ze swoimi braćmi: Mohamedem i Solimanem odnaleźli w zboczu górskim grobowiec-skrytkę, w którym kapłani ukryli mumie kilkudziesięciu władców Nowego Państwa. Oficjalna wersja tej historii podaje, że natrafili na nią całkiem przypadkiem, kiedy szukali jednej z zaginionych kóz. Ciężko w nią jednak uwierzyć, zważywszy na to, że cała rodzina Abd-el-Rasul od wieków zawodowo zajmowała się handlem starożytnościami. Bracia potraktowali skrytkę jako swego rodzaju lokatę długoterminową i przez blisko 10 lat systematycznie wyprzedawali znalezione w niej przedmioty. Szczęście ich opuściło w 1881 r., kiedy to w wyniku policyjnej prowokacji wszyscy trzej wpadli w ręce Gastona Maspero – ówczesnego dyrektora Służby Starożytności. Jednak nawet pomimo brutalnych przesłuchań żaden z nich nie przyznał się do winy i w końcu z braku wystarczających dowodów zwolniono ich do domu. Tam doszło między nimi do kłótni, w wyniku której jeden z braci – Mohamed zdecydował że poinformuje władze o ich złodziejskim przedsięwzięciu. Nie żeby uczynił to z poczucia obywatelskiego obowiązku – w zamian otrzymał nagrodę w wysokości 500 funtów za wskazanie złodziei i obietnicę bezkarności.
Na podstawie jego informacji udało się dotrzeć do grobowca położonego na terenie Deir el-Bahari. Archeolodzy pod przewodnictwem Emila Brugscha – asystenta Gastona Maspero opuścili się w głąb skalnego szybu, który pełnił funkcję skrytki. To co znaleźli na jego dnie przeszło ich najśmielsze oczekiwania.
„Od razu natrafiliśmy na skrzynki z ofiarami grobowymi z fajansu, naczynia z metalu i alabastru, tkaniny i inne ozdoby, a gdy doszliśmy do załamania korytarza ukazało się mnóstwo sarkofagów, w takiej liczbie, że zaparło dech w piersiach. Pozbierawszy myśli zacząłem przyglądać im się dokładniej, na ile było to możliwe w świetle kaganka. Natychmiast zorientowałem się, że zawierają one mumie osób krwi królewskiej, obojga płci…”
Emil Brugsch
Wszystkie mumie zdecydowano się przetransportować statkiem do Kairu. Wzdłuż brzegów Nilu zgromadziły się wtedy niezliczone rzesze Egipcjan. Kobiety zanosiły się płaczem, a chłopi strzelali z broni i wznosili rytualne okrzyki. Była to jedyna w swoim rodzaju ceremonia żałobna, która wtedy odbyła się zapewne po raz ostatni w historii świata. Wywodziła się ona jeszcze sprzed tysięcy lat, z czasów kiedy śmierć faraona oznaczała śmierć boga i zwiastowała nadejście czasów mroku.
Co zaś tyczy się głównego bohatera tej historii – Mohameda Abd-el-Rasula, to został on mianowany inspektorem w Służbie Starożytności. 10 lat po opisywanych wydarzeniach, dzięki jego pomocy Emil Brugsch odkrył tzw. drugą skrytkę – ale to już historia na oddzielną opowieść.
Wszystkie 40 mumii można dziś oglądać w Muzeum Egipskim w Kairze.
Odnalezienie Skrytki DB-320 (taką nadaną jej oficjalną nazwę) uważa się za jedno z największych odkryć w całej historii egipskich wykopalisk.
Grobowiec Tutanhamona
Kiedy Gaston Maspero (ten sam, który kilka akapitów wyżej pojmał braci Abd-el-Rasul) podpisywał koncesję na wykopaliska w Dolinie Królów dla lorda Carnarvona i Howarda Cartera stwierdził, że uważa ich wysiłki za bezcelowe, gdyż w tym miejscu nie pozostało już nic do odkrycia. Jednak mimo to obaj dżentelmeni postanowili spróbować szczęścia.
Poszukiwania rozpoczęto w roku 1917. Pierwsze 5 lat robót przyniosło wyłącznie rozczarowania. Lord Carnarvon – sponsor wykopalisk, stracił cierpliwość i zagroził Carterowi, że sezon 1922 jest ostatnim, za który płaci. Albo znajdą to czego szukają, albo kończą współpracę i obaj wracają do Anglii. Przy wykopaliskach Carter zatrudniał kilkudziesięciu robotników z pobliskiej wsi Qurna. Najmłodszym z nich był dwunastoletni Hussein, który codziennie rano dostarczał wodę dla całej ekipy.
Był 4-ty czerwca 1922 r., kiedy Hussein szukając odpowiednio płaskiego miejsca, w którym mógłby bezpiecznie postawić swój dzban, natrafił na kamienny stopień. O swoim znalezisku niezwłocznie powiadomił Cartera. Już pierwsze wbicie kilofa uświadomiło archeologowi, że odnalazł schody prowadzące do grobowca.
„Carter nerwowym ruchem pociera zapałkę, zapala świecę i niepewną ręką przybliża ją do otworu. Dosłownie drżąc z napięcia i ciekawości przykłada do niego głowę, aby nareszcie zajrzeć do wnętrza. Od podmuchu gorącego powietrza światło świecy zaczyna migotać. W pierwszej chwili Carter nic nie może rozpoznać. Potem jednak jego oczy przyzwyczajają się do chybotliwego światła. Dostrzega zrazu niewyraźne kontury, potem cienie pojedynczych przedmiotów, odróżnia kolory, widzi coraz wyraźniej, co zawiera komora za tymi drugimi, opieczętowanymi drzwiami. Nie wydaje z siebie żadnego okrzyku zachwytu. Milczy… Dla czekających przy nim osób chwile te wydają się wiecznością. W końcu Carnarvon nie mogąc dłużej znieść tej niepewności pyta: »Czy widzi pan coś?« Howard Carter odwraca się powoli. Wzruszony do głębi duszy odpowiada jakby urzeczony: »Tak jest. Widzę cudowne rzeczy«.”
C.W. Ceram, „Bogowie, groby i uczeni”
Resztę tej historii już znacie. Odkrycie Grobowca Tutanchamona było najważniejszym wydarzeniem w historii egipskiej archeologii, a Howardowi Carterowi dało sławę i zapewniło swego rodzaju nieśmiertelność.
Nie możemy również zapominać o małym Husseinie i jego roli, jaką odegrał w opisywanych tu wydarzeniach. Bez wątpienia jest on cichym bohaterem tej historii. Docenił go sam Howard Carter, który w ramach wdzięczności podarował chłopcu złoty naszyjnik z komnaty grobowej Tutanchamona.
A teraz czas na puentę. Dlaczego właściwie postać Husseina jest tak ważna dla tej opowieści? Otóż Hussein pochodził z rodziny Abd-el-Rasul, a główny bohater poprzedniej historii (tej o Skrytce DB-320) Mohamed Abd-el-Rasul był jego dziadkiem.
Dwa najbardziej doniosłe wydarzenia w historii egiptologii i w każdym z nich główną rolę odgrywają przedstawiciele jednego klanu: Abd-el-Rasul. Przypadek? Nie sądzę…
Spotkanie
Budynek wyglądał dość niepozornie, ale wiszący na nim duży szyld Stelli był wystarczającym argumentem żeby dać temu lokalowi szansę. W środku sami miejscowi, za ladą barman, a za barmanem lodówka pełna zimnego piwa. Nie wypadało nie zostać. Z alkoholem jest jak kiedyś z Nokią: „connecting people”. Dlatego przy drugim piwie pytam barmana o to, o czym „Lonely Planet” milczy:
– „Szefie, gdzie w tej wiosce jest dom rodziny Abd-el-Rasul, o ile w ogóle ktokolwiek z tej rodziny jeszcze żyje?”
Mohamed – tak nazywał się ów barman – popatrzył na mnie jak na kogoś z innej planety, widocznie zdzwiony poziomem mojej ignorancji, a następnie kazał mi spojrzeć za siebie. Cała ściana wyklejona była zdjęciami z wykopalisk, artykułami z gazet i listami gratulacyjnymi z różnych części świata. Temat był jeden: odkrycie grobowca Tutanchamona. Najczęściej powtarzał się jeden motyw: mały chłopiec z dzbanem wody i naszyjnikiem. Widziałem jego zdjęcie wcześniej w necie chyba kilkadziesiąt razy – to Hussein (ten od Cartera i Tutanchamona).
W końcu pytam Mohameda, o co w tym wszystkim chodzi?
– Pytałeś mnie o rodzinę Abd-el-Rasul. Ja nazywam się Mohamed Abd-el-Rasul. Hussein był moim dziadkiem…
W Egipcie prawnie każdy ma przynajmniej 4 imiona – swoje jako pierwsze, ojca jako drugie, dziadka jako trzecie, itd. Mohamed Abd-el-Rasul ma ich aż 5: Mohamed Mahmoud Hussein Hassan Mohamed. Zwróćcie uwagę na numery: 3 i 5 – tych gości powinniście już kojarzyć.
W przeciwieństwie do swoich znanych przodków Mohamed nie zajmuje się archeologią. Prowadzi restaurację „Ramsesseum” we wsi Qurna, w której serwuje najbardziej schłodzoną Stelle po zachodniej stronie Nilu. I opowiada przy tym zajebiste historie. Polecam!
Qurna, Gurna, Gournah, Gurneh, Khurna, Kurna…
Długo zastanawiałem się nad tym, czy w ogóle pisać tego posta. Wydawał mi się zbyt historyczny nawet jak na tego bloga, który jak pewnie zauważyliście nie unika i takiej tematyki. Ostatecznie jednak tekst powstał, a pomógł temu mój służbowy wyjazd do Nigerii – nic tak dobrze nie zabija czasu na statku jak pisanie. No chyba, że oglądanie nigeryjskich newsów, w których zwykle pada więcej trupów niż w IV części Rambo.
Nie obyło się bez problemów. Po pierwsze primo: research – oj, nie było łatwo. Nie dość, że drzewo genealogiczne rodziny Abd-el-Rasul jest dość rozbudowane, to jeszcze jakieś 90% jej męskiej populacji nosi imię „Mohamed” . Żeby nie było za łatwo: często nawet jak ktoś nie nazywa się „Mohamed” to i tak „Mohamed” ma na drugie lub trzecie – i tylko tego używa, bo to akurat bardziej mu się podoba. Nie łatwo jest dojść kto jest dla kogo kim w tej rodzinie. Tutaj tak jak i na Bliskim Wschodzie wszystko zawiera się w magicznym słowie „cousin” – każdy jest dla każdego kuzynem, a szczegółów lepiej nie dochodzić.
Drugą kwestią jest zapis fonetyczny nazw arabskich w językach europejskich. Praktycznie w każdym tekście historycznym nazwisko Abd-el-Rasul zapisane jest inaczej. Ja znalazłem m.in.: Abd el-Rassuhl, Abd el-Rasool, Abdul Rassoul, Abdel Rasul, Abdou El-Rasoul, Abdurasoul. Ten sam problem wystąpił przy nazwie wioski: „Qurna”. W sieci znajdziecie również zapis: Gurna, Gournah, Gurneh, Khurna, Kurna.
I człowiek wtedy nawet nie bardzo wie co wpisać w wyszukiwarkę…
Epilog
Rodzina Abd-el-Rasul bez wątpienia na stałe zapisała się w historii archeologii. My poznaliśmy tylko jej najsłynniejszych przedstawicieli, ale na sagę rodziny Abd-el-Rasul składają się również losy kilku mniej znanych, choć równie ciekawych postaci. Ojciec Husseina – Hassan był oddanym pracownikiem i dobrym przyjacielem Howarda Cartera. Natomiast legendarny wśród archeologów hotel Marsam w Qurnie został założony przez kuzyna Husseina – Aliego Abd-el-Rasula, który większość swojego życia poświęcił na szukanie sekretnej komnaty w grobowcu Setiego I.
Czy w takim razie ma rację C.W. Ceram, a wraz z nim rzesze historyków twierdzących, że jest to: „najbardziej złodziejska dynastia w dziejach świata” ?
Odpowiedź na to pytanie na pewno nie jest prosta. Należy pamiętać, że archeologia w czasach kiedy działy się opisywane wydarzenia znacznie różniła się od tej współczesnej, a różnica między „wykopaliskami archeologicznymi” a „grabieżą” była dość płynna.
„Ostro konkurowali tam ze sobą nie tylko prywatni kolekcjonerzy i handlarze antyków (oryginalnych i podrabianych), w rywalizacji uczestniczyły również największe muzea świata. Przedstawiciele Luwru, Muzeum Brytyjskiego oraz nowojorskiego Metropolitan Museum of Art też nie przebierali w środkach. Wszyscy zachowywali się jak łapczywe i kłótliwe dzieci, każdy chciał pozyskać dla siebie jak najwięcej jak najlepszych starożytnych artefaktów. Nikt się przy tym specjalnie nie interesował, skąd one konkretnie pochodzą.”
Daniel Meyerson, „W Dolinie Królów. Howard Carter i odkrycie grobowca Tutanhamona”
Pomijając rozważania kwestii moralnych myślę, że zarówno życie mieszkańców Qurny, jak i rodziny Abd-el-Rasul to po prostu dobra historia. Historia warta posta.
ps. Zdjęcia, które widzicie poniżej zostały zrobione w grobowcach we wsi Qurna. Można je zwiedzać, ale nie można w nich fotografować – mi udało się to zrobić nielegalnie za bakszisz dla strażników. Dwie ostatnie fotki pochodzą z restauracji Ramsesseum – na jednej jest Mohamed, na drugiej Stella.
10 komentarzy
Bardzo ciekawe i świetnie napisane, muszę koniecznie jeszcze raz przeczytać Cerama. Bardzo lubię teksty sięgające do historii, bo bez niej zobaczymy tylko kilka kamieni, nic nie mówiących. Ja też zawsze szukam opowieści, historii, żeby lepiej poczuć każde miejsce. wtedy dopiero zaczyna się przygoda.
Dzięki za komentarz! Qurnę polecam z całego serca. Pisał o niej zresztą nie tylko Ceram, ale również Alfred Szklarski w „Tomku w grobowcach faraonów” – ale to jakby nie patrzeć trochę mniej poważna lektura…
Niesamowita historia! Faktycznie na miarę Indiany Jonesa ;) aż ciężko uwierzyć jakim sprytem wykazali się mieszkańcy Qurny… Albo „sprytem”. Dziękuję za tego posta, kawał wiedzy i dobrej roboty :) mogę sobie tylko wyobrazić jak ciężki musiał być research.
Dziękuje za ten komentarz! Rzeczywiście był to chyba najtrudniejszy i „najwolniejszy” post jaki powstał na tym blogu. Tym bardziej się cieszę, że Ci się spodobał!
Czadowa historia, a tekst napisany tak, że mógłby znaleźć się w najlepszych podróżniczych magazynach na świecie. Gratuluję researchu! A zdjęcia z grobowców takie, że szczęka opada na podłogę.
Dzięki wielkie! Tak szczerze to myślałem już, że nie znajdzie się osoba, której starczy cierpliwości, żeby doczytać ten tekst do końca… Dlatego podwójnie się cieszę, że research nie poszedł na marne!
Mniej skromności Pawle! Zobacz, ile komentarzy :) I na pewno wszyscy komentujący doczytali do końca.
Masz rację Marta – duża liczba komentarzy zawsze cieszy. Chociaż powiem Ci, że jak jeszcze ze 2 się pod tym postem pojawią, to pomyślę, że to jakiś atak rosyjskich botów ;)
W temacie archeologii… dawnej i obecnej. Na Sycylii w okolicach Syrakuz jest taki olbrzymi kompleks grobowców skalnych Pantalica. W pionowych wapiennych stalach wykutych jest razem łącznie około pięciu tysięcy dziur, w których przed nadejściem cywilizacji greckiej składali ciała swych zmarłych Sykulowie. Nie zachował się ani jeden nienaruszony i kompletny grobowiec. Po likwidacji Sykulów przez Greków miejsce opustoszało i oprócz bycia bezpieczną przystanią dla nieprzebranej rzeczy ludów i narodów, było systematycznie ograbiane. Może nie skarby na skalę grobów egipskich, ale Sykulowie handlowali mocno z Fenicjanami i Grekami więc było co kopać. Ale… obecna archeologia „okrada” nas wcale nie mniej niż dawna. Nie ma grabieży bezpośredniej, ale taki dziwny proceder ma miejsce – mają zwyczaj, albo celowo nie publikowane są raporty z prac wykopaliskowych. Pantalica to nie jest temat zamknięty – tam jest trudny teren i co raz pojawiają się doniesienia o nowych odkryciach i… no właśnie I NIC. Do wiadomości publicznej nic nie trafia. Rozmawiałam z lokalnym przewodnikiem – dorobek ludzkości jest jak as w rękawie archeologów chyba rywalizujących ze sobą o wpływy, kasę, sławę. Nie wiem. Mają obowiązek publikować, a tego nie robią. Trochę tak, jakby odkryć wielki skarb, ogłosić światu jaki piękny…. i zamknąć go w piwnicy.
Dawno nie przeczytałam tak dobrego tekstu, masz dobre pióro. Przyjemnie się czyta. Pozdrawiam
Dzięki wielkie za tak obszerny komentarz! Bardzo mnie zaciekawiłaś tym co napisałaś. Dostrzegam tu pewną analogię do tego, jak rząd turecki zaciera ślady po wielowiekowej obecności chrześcijan w swoim kraju. Niewątpliwie jest to temat wart zbadania!
Właśnie próbuję załatać luki w wiedzy i znaleźć w sieci jakieś informacje na temat Sykułów.
No i dziękuję bardzo za komplement!