„Gdyby świat był jednym państwem, to Stambuł byłby jego stolicą.”
Napoleon Bonaparte
Wstęp
W Stambule byłem już kilka razy, ale nigdy nie był on ostatecznym celem mojej podróży. Zawsze traktowałem go jako „stopover” w drodze na wschód. Tym razem miało być inaczej. Chciałem spojrzeć na to miasto z trochę innej perspektywy: bez pośpiechu i na zupełnym luzie. Chciałem przywieźć choć kilka fotek innych niż te, które można znaleźć na pierwszej stronie google’a po wpisaniu frazy „Istanbul sightseeing”. Czy mi się to udało? Nie wiem – musicie ocenić sami.
Standardowo, nie znajdziecie tu informacji w stylu: „co zobaczyć”, „gdzie zjeść” czy „jak dojechać”. Ten post to raczej zbiór moich luźnych przemyśleń na temat miasta. Czasami są one nawet w miarę sensowne, a czasami całkiem z dupy.
Jeżeli powyższy opis Was nie zniechęca to zapraszam do lektury.
Stambuł, Istanbul, Konstantynopol…
Zacznijmy od rozwiązania problemu z nazewnictwem. A sprawa ta wbrew pozorom wcale nie jest taka oczywista. Stambuł czy Istanbul? Obie nazwy są poprawne, z tym, że pierwsza to spolszczenie, a druga to oryginalna pisownia turecka. Tylko proszę Was: nie mieszajcie tych dwóch nazw! Powstaje wtedy wyraz „Istanbuł” – a jego używanie to już totalna wiocha…
Nazwa Stambuł (Istanbul) jest używana dopiero od 1930r. Wcześniej przez ponad 1600 lat miasto to nosiło nazwę Konstantynopol. Pochodziła ona od imienia jego założyciela Cesarza Konstantyna I Wielkiego, który (i teraz truskawka na torcie) zbudował je na miejscu dawnej kolonii greckiej zwanej Bizancjum… Żeby nie było za prosto to w czasach Imperium Osmańskiego Stambuł nazywano również: Nowym Jeruzalem, Nowym Rzymem i Miastem Miast.
Tak wiem – trochę to skomplikowane. Generalnie zapamiętajcie dwie rzeczy:
– po pierwsze: żaden qrwa „Istanbuł”
– po drugie: Stambuł NIE jest stolicą Turcji. Serio!? Serio, serio!
Promy
Stambuł to miasto leżące na dwóch kontynentach: w Azji i w Europie. Rozdziela je Bosfor – cieśnina o długości ponad 30 km. Aby dostać się z jednego brzegu na drugi, najlepiej skorzystać z przeprawy promowej. Za równowartość Harnasia na promocji w Lidlu możecie podziwiać panoramę jednego z najbardziej niesamowitych miast świata.
Moja ulubiona trasa to: Eminonu – Kadikoy. Mógłbym ją pokonywać bez końca, ze szklanką herbaty w jednej ręce i ayranem w drugiej. I w sumie tak właśnie robiłem podczas mojej ostatniej wizyty…
Promy obsługują ruch na Bosforze od 1851 r. Na początku było ich tylko 6, a obecnie jest 28 państwowych i dwa razy tyle prywatnych. Każdego dnia odbywają one ponad 600 kursów pomiędzy 37-ioma terminalami promowymi. Rocznie przewożą one ponad 100 mln ludzi i 6 mln samochodów.
Polecam i gwarantuję Wam, że będzie to jedna z najbardziej zajebistych rzeczy jakiej doświadczyliście w życiu!
Flaga
2 maja obchodzimy w Polsce Dzień Flagi RP. Nawet prezydent Duda zachęca: #WywieśFlagę. Nie wiem jak wielu z nas to robi (w sumie to jak wielu z Was – bo ja już tam nie mieszkam), ale powiem Wam jedno: w Turcji tego typu zachęty i sztucznie stworzone święta nie są w ogóle potrzebne. Czerwono-białe flagi są tu dosłownie wszędzie: na autobusach, tramwajach i na promach, na budynkach publicznych i komercyjnych, na telefonach komórkowych i na budkach z kebabem, na jeansach, bokserkach, na T-shirtach, na sklepach Zary i na maszcie przed McDonaldem. Turcy kochają swój kraj i mają na punkcie flagi swoistą obsesję. Wygląda na to, że jedyną nacją, która przebija ich pod tym względem są Amerykanie. Flaga to symbol państwowości i jedności obywateli, a jej wywieszanie wyraża miłość do kraju. Po wizycie w Stambule na pewno na jakiś czas będziecie mieli dość czerwonego koloru.
I na koniec jeszcze jedna anegdota: w lutym tego roku na wiecu poparcia dla tureckiej operacji wojskowej w Syrii prezydent Turcji powiedział do 6-letniej dziewczynki trzymającej flagę: „Jeśli umrzesz śmiercią męczeńską za kraj, to cię uhonorujemy i zawiniemy w tą flagę”. I w taki oto sposób płynnie przechodzimy do następnego tematu…
Erdogan
Recep Erdogan – turecki ekonomista i polityk, prezydent Turcji od 2014r. W latach 2003 – 2014 pełnił funkcję premiera, a jeszcze wcześniej przez 4 lata był burmistrzem Stambułu. I tyle można dowiedzieć się o nim z Wikipedii. Teraz czas na coś bardziej pikantnego.
Erdogan nie toleruje krytyki, morduje Kurdów, a dziennikarzy wsadza do więzień. A wszystko to za cichym przyzwoleniem Unii Europejskiej, która związana jest z nim dość szemranymi układami. Tylko w ciągu dwóch ostatnich lat UE przekazała Turcji 3 miliardy euro na tzw. „kryzys z uchodźcami”. Pieniądze miały być przeznaczone na uszczelnienie granic i walkę z grupami zajmującymi się szmuglowaniem ludzi. Należy jednak dodać, że suma ta w żadnym wypadku nie zadowoliła Erdogana, który zagroził UE, że jeżeli nie otrzyma kolejnych 3 miliardów euro to „otworzy drzwi do Grecji i Bułgarii i sam wsadzi uchodźców do autobusów”. Mimo osiągniętych porozumień i otrzymanych pieniędzy Turcja wciąż nie ograniczyła napływu uchodźców do Europy.
Inna kwestią jest „cicha wojna” prowadzona przeciwko tureckim Kurdom. Szacuje się, że każdego dnia od codziennych nalotów lotnictwa tureckiego w południowych prowincjach kraju ginie od kilku do kilkunastu cywili kurdyjskich. O ofiarach tych milczą światowe media – w końcu każdy kraj chce mieć dobre stosunki z „Sułtanem Erdoganem”.
Syn prezydenta również postanowił pójść w ślady ojca i zostać skurwysynem – Bilal Erdogan prowadzi firmę, która przemyca ropę naftową dżihadystów z ISIS do Turcji. Oprócz tego ten szanowany turecki biznesmen zajmuje się również handlem antykami skradzionym na terenach Syrii i Iraku.
Wszystko to to tylko czubek góry lodowej. Żeby opisać wszystkie skandale związane z Erdoganem i jego patologiczną rodziną nie starczyło by mi miejsca na WordPressie.
24 czerwca w Turcji odbywają się wybory prezydenckie. Jak się domyślacie wyniki są znane już teraz…
Kino
Ze względu na niesamowite plenery i orientalny klimat Stambuł jest bardzo często wybierany przez producentów jako plan filmowy. Wszystko zaczęło się w 1963 r., kiedy nakręcono tu drugi film o przygodach brytyjskiego agenta Jamesa Bonda: „From Russia With Love” (tak drogi Watsonie: właśnie stąd zaczerpnąłem tytuł tego posta). Od tego czasu James gościł nad Bosforem jeszcze dwa razy: w 1999 r. w „The World Is Not Enough” i w 2012 r. w „Skyfall”. O ile pierwszy i ostatni z wymienionych filmów należą do moich ulubionych, to ten środkowy z Piercem Brosnanem jest totalnym gniotem. To znaczy, tak myślałem, dopóki nie zobaczyłem „Taken 2” z Liamem Neesonem. Moja „ulubiona” scena to ta, w której uprowadzona córka głównego bohatera rzuca granaty z okna hotelu gdzieś w dzielnicy Sultanahmet, tylko po to żeby jej ojciec mógł ją zlokalizować na podstawie szybkości rozchodzenia się fali dźwiękowej…
Ja pierdole – sam nie wierzę w to co właśnie napisałem!
Jednak najsłynniejszym filmem ze Stambułem w tle jest „Morderstwo w Orient Expressie” na podstawie powieści Agathy Christie. Powstało już kilka ekranizacji – ja jednak skupię się na tej ostatniej z 2017 r. w reżyserii Kennetha Branagha. Widzieliście? Jeśli nie, to nie macie czego żałować. I wcale nie chodzi o to, że charakteryzacja głównego bohatera jest żenująca (choć jest) a gra aktorska słaba (choć jest). Gdzie więc leży główny problem? Cały film nakręcono w studiu pod Londynem, a sceny w Stambule stworzono za pomocą CGI (Computer Generated Imagery). Nie wiem czy graficy pracowali na Amigach czy na Atari, ale wygląda to naprawdę ŹLE. Po pierwsze: miasto które stworzyli w niczym Stambułu nie przypomina. Po drugie: dlaczego pociąg wyjeżdża z meczetu, któremu ktoś obciął 2 minarety. Po trzecie: Dużo lepsze efekty specjalne widziałem w „Czterech Pancernych”. Serio panie Branagh? Przy budżecie 55 mln USD stworzyć takiego gniota? To ja już wolę tego „Taken’a”…
Na szczęście tam gdzie kino daje ciała, tam nadrabiają twórcy gier komputerowych. Słyszeliście o „Assassin’s Creed: Revelations”? Akcja dzieje się w XVI-wiecznym Konstantynopolu i ma przezajebiście mroczny klimat. Podobno przed jej stworzeniem cała ekipa została wysłana do Stambułu, żeby zobaczyć, sfotografować i zapamiętać jak najwięcej detali architektonicznych miasta. I efekty ich pracy naprawdę są widoczne.
Można? Można!
Epilog
Stambuł jest niesamowitym miastem. I bardzo ciężkim do opisania, bo słowa nie są w stanie nawet w części oddać jego egzotyki. I nie ważne co widziałeś wcześniej: Paryż, Szanghaj czy Włoszczową – od tej pory to miasto będzie Twoim numerem 1. No chyba, że wolisz Włoszczową?
Pewnie o kilku miejscach na świecie można powiedzieć, że historia łączy się w nich z nowoczesnością. Stambuł jest jednym z nich – ale tylko tutaj to połącznie jest praktycznie niewidoczne i niewyczuwalne. To miasto po prostu zagina czasoprzestrzeń.
Dzięki, że wytrzymaliście do końca. Mam nadzieję, że nie było jakoś specjalnie nudno, i że dowiedzieliście się czegoś nowego. Jeżeli chcecie poczytać więcej o Mieście Miast to zapraszam do jednego z moich starszych postów.
A teraz czas na fotki.
ps. Na koniec jeszcze jedna mała dygresja. Przed wyjazdem robiłem research w sieci w poszukiwaniu miejscówek choć trochę bardziej oryginalnych niż Błękitny Meczet i Most Galata. Najczęściej wyskakiwały mi linki do programu Anthony’ego Bourdain’a, który kręcił tam jeden odcinek dla kanału Travel Channel. W tym samym dniu, w którym mój samolot lądował na lotnisku pod Stambułem Anthony Bourdain popełnił samobójstwo. Jedna z najbardziej charyzmatycznych osobowości w dziejach telewizji przegrała walkę z depresją.
To wielka strata dla wszystkich lubiących podróże, kuchnie i mix obu powyższych z niewybrednym poczuciem humoru.
RIP Anthony.
Leave A Reply