Nie lubię muzeów. Są nudne. Nie wszystkie – ale tak z 99%. Zupełnie nie trafia do mnie panująca w nich atmosfera oderwania przedmiotów od epoki, z której pochodzą. Dla mnie ważni są ludzie, ich uczucia i emocje – to tworzy klimat danego miejsca. A muzea to martwe rzeczy, systematyczność i porządek – czyli nuda. Niezbyt wdzięczny temat na posta. Ma w sobie tyle samo polotu co technika aktorska Mroczka (a nawet obu Mroczków naraz).
Haynes International Motor Museum jest wyjątkiem. Żeby się nim zachwycić nie musisz znać się na motoryzacji. Hmm… Jednak jeśli wyznacznikiem piękna jest dla Ciebie Audi A6 to być może nie będzie to Twoja bajka.
Nie będę Was zanudzał szczegółowym opisem eksponatów bo to nie jest blog motoryzacyjny, chociaż po ostatnich wpisach można by tak pomyśleć (ale spokojnie: w następnym poście wracamy do klimatów muzułmańsko – arabsko – afrykańskich).
Haynes jest największym muzeum motoryzacyjnym w Wielkiej Brytanii. Jego pomysłodawcą i założycielem był John Haynes. Kiedy miał 16 lat, pożyczył od rodziców 15 funtów i zainwestował je w Austina Seven. Zdemontował karoserię i wykorzystał podwozie do budowy własnego samochodu typu „special”, jak mówią Anglicy, czyli po naszemu „SAM”. Dwa lata później postanowił sprzedać pojazd – dał ogłoszenie w gazecie, na które odpowiedziało aż 150 osób. Wielu z nich przyznało, że chętni sami zbudowaliby takie auto, jednak brakuje im wiedzy. John zasiadł za biurkiem i na 48 stronach opisał krok po kroku proces samodzielnej budowy „speciala”. W ciągu 10 dni sprzedał aż 250 kopii. Taki był początek wydawnictwa „J.H. Haynes & Co. Ltd” – potentata w dziedzinie poradników motoryzacyjnych (do tej pory sprzedano ponad 200 mln egzemplarzy). W 1985 r. John zaadaptował jeden z budynków należących do wydawnictwa na muzeum. Zaczynał od 33 eksponatów. Obecnie ma ich w swojej kolekcji ponad 400. Najważniejszy i najdroższy jest amerykański Duesenberg z 1931 r. Szacowana wartość to ponad 6 mln funtów. To jedyny taki model w Europie. Pozostałe 6 (łącznie wyprodukowano 7 sztuk) znajduje się w USA.
W 2014 r. Haynes zostało wybrane najlepszym muzeum motoryzacyjnym na świecie. Jeżeli będziecie w pobliżu to warto wydać 14 funtów na bilet. Ale muzeum Johna to nie jedyne miejsce w Anglii, gdzie możecie zobaczyć coś ciekawego na dwóch lub czterech kołach. Poniżej wrzucam listę wartych odwiedzenia obiektów:
-
British Motor Museum
https://www.britishmotormuseum.co.uk - Brooklands Museum
http://www.brooklandsmuseum.com - Beaulieu National Motor Museum
https://www.beaulieu.co.uk - Coventry Transport Museum
http://www.transport-museum.com - The Williams F1 Collection
http://www.williamsf1.com - London Motor Museum
http://www.londonmotormuseum.co.uk - Lakeland Motor Museum
https://www.lakelandmotormuseum.co.uk - Sammy Miller Museum
http://sammymiller.co.uk - The Craven Collection
http://www.cravencollection.co.uk - Myreton Motor Museum
http://www.myretonmotormuseum.co.uk - Llangollen Motor Museum
http://www.llangollenmotormuseum.co.uk - Whitewebb Museum of Transport
http://www.whitewebbsmuseum.co.uk
I jeszcze krótki spis najciekawszych brytyjskich marek:
- Caparo T1
http://www.caparo-t1.com - Trident
http://www.tridentsportscars.com - Radical
http://radicalsportscars.com - Ariel
http://www.arielmotor.co.uk - Lotus
http://www.lotuscars.com - Morgan
http://www.morgan-motor.co.uk - Noble
http://www.noblecars.com - Caterham
http://uk.caterhamcars.com - TVR
http://tvr.co.uk - BAC – Mono
http://us.bac-mono.com
ps. Pisząc tego posta naszła mnie smutna refleksja: jak to możliwe, że tak duży kraj jak Polska nie ma własnej marki samochodów (motocykli)? Wiem, że mieliśmy dwie wojny światowe, ponad 40 lat komunizmu a potem 7 lat rządów Tuska (można by się kłócić, które z nich było najgorsze).
Ale jak długo można zasłaniać się historią???
10 komentarzy
Łał. Jestem pod wrażeniem. Muzeum – Marzenie!! :P Trzeba się tam wybrać jak najszybciej.
Rewelacyjne zdjęcia!
Dzięki wielkie za komplement ;)
Z ciekawostek związanych z Haynesem, to szczyciłam się tylko tą, że WKŁ wydało kolorowankę z jego przekrojami, ale o muzeum nie widziałam :D Tym bardziej dziękuję, że ten wpis jednak powstał, bo ja z kolei lubię muzealny porządek i nudę ;) A że wątpliwe, bym kiedyś dotarła aż do UK, to z najwyższą przyjemnością oglądam sobie co tam mają na Twoich świetnych zdjęciach (chociaż widzę, że też masz nieszczęście walczyć z aberrującym obiektywem…).
A, no i dziękuję za wizytę u mnie! :)
Dzięki za komentarz! Jeśli chodzi o muzea to UK rzeczywiście rozpieszcza fanów motoryzacji. Poza tym mają tu mnóstwo torów wyścigowych, zlotów, wystaw, itd. Pod tym względem naprawdę mamy im czego zazdrościć. W dobie tanich lotów Anglia wcale daleko nie jest, więc może kiedyś się jednak skusisz. Jak coś służę wskazówkami jak gdzie dotrzeć ;)
Co do fotek to racja – walczyłem z obiektywem wtedy, a teraz co gorsza walczę z kompresją zdjęć na wordpressie…
Pozdrawiam!
To właśnie w ostatniej przeczytanej książce, wiesz której ;), padło zdanie, że nigdzie indziej na tak małej powierzchni nie ma tylu obiektów do uprawiania sportów motorowych. Więc pewnie nie my jedyni na świecie możemy im tego pozazdrościć ;) Ale my szczególnie, chociaż chyba tendencja likwidowania torów u nas nieco się odmienia, bo jednak powstają nowe i to ostatnio jeden za drugim, mam wrażenie. Ale na ściganie po drogach raczej nie mamy co liczyć, w tym temacie zostaje tylko pielgrzymować do Czechów na ich okruhy. Pozostałe imprezy, o których wspominasz, też chętnie śledzę w relacjach… No, nie ma się co oszukiwać, to jest inna kultura i tradycja, tego się nie da przenieść na inny grunt ani naśladować – trzeba zobaczyć u źródeł :) Może, tak jak mówisz, kiedyś jakimś trafem się uda. Chociaż polecieć, to jedno, ale jeszcze musiałabym mieć fortunę, żeby wynająć dwa kółka i tankować, tankować i jeździć, jeździć po Wyspach, gdzie oczy poniosą :D
Myślę, że to generalnie jest głębszy temat… Anglia to bardzo bogaty kraj z tradycjami motoryzacyjnymi i nie tylko. Na ich ziemiach wojny nie było od dwóch tysięcy lat, kiedy to zaatakowały ich legiony rzymskie. A u nas w Polsce albo rozbiory albo powstania albo wojny albo komunizm… I wszystko musimy budować od podstaw niestety…
Nie trzeba zaraz od podstaw – przebiegli Japończycy wszystko kopiowali (nawet patenty Jawy), tak jak obecnie Chiny i inne Tajwany, aż w końcu wyrobili się w temacie i zaczęli produkować swoją motoryzację. I prześcignęli w tym swoich „nauczycieli”. A z kolei kraje łaskawiej potraktowane przez historię niż Polska, jak dajmy na to Norwegia czy Szwajcaria, mimo krótkich epizodów z produkcją własnych marek, też nie stworzyły potęgi w tej branży. Nie ma musu, mieliśmy swoje 5 minut, teraz przynajmniej przodujemy w produkcji jabłek (albo czegoś podobnego) :P
Masz rację. Ale jak popatrzysz ile polska motoryzacja miała szans, których nie wykorzystała to się nóż w kieszeni sam otwiera a drobne przestają się zgadzać. I nie chodzi mi nawet o świetne prototypy, które nie weszły do produkcji, jak choćby FSO Syren Sport… Bardziej mam na myśli nieudane prywatyzacje w latach 90tych. Czesi potrafili dobrze Skodą pokierować i teraz mają swoją markę. Tak wiem, że to Volkswagen – ale muzeum w Mlada Boleslav jest. A u nas? No ale trudno. Narzekaniem świata się nie zmieni.
To prawda, nie można też powiedzieć, że chęci naszym konstruktorom brakowało. Tyle, że chęci były oddolne, a „okoliczności” odgórne nie sprzyjały…