Jako, że zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, to w Anglii zaczął sie sezon na „Christmas Markets” – czyli na jarmarki bożonarodzeniowe. Moim zdaniem tutaj są dużo fajniejsze niż w Polsce, bo połowa sprzedawanych tu artykułów to różnego rodzaju alkohole, których próżno szukać w normalnych sklepach. Ale nie o alkoholu chciałem pisać.
Miałem okazję odwiedzić jedną z takich imprez – w Bath (to właśnie tu gdzie mieszkam). Jest on (ten jarmark, bazar, market, czy jak tam go nazwać) o tyle ciekawy, że częściowo odbywa się w XIX-wiecznym budynku Guildhall Market, który sam w sobie jest dość klimatycznym miejscem. Przynajmniej jak na tak skomercjalizowane miasto jak Bath. Na dole tego posta wrzucę kilka fotek, które udało mi się tam zrobić. Osobiście myślę, że wszelkiego rodzaju jarmarki świąteczne są obecnie namiastką czegoś co niegdyś było codziennością europejskiego miejskiego życia. Czegoś co zniknęło wraz z pojawieniem sie supermarketów. Mam na myśli bazary uliczne – takie, na których można było kupić wszystko i nic. Na których sprzedający i kupujący spotykali sie twarzą w twarz, rozmawiali ze sobą, targowali się, kłócili i cieszyli z dokonanych tranzakcji. Miejsca te miały swoją niepowtarzalną atmosferę… Teraz wystarczy wejść na Allegro, eBay czy Amazon i kliknąć. Liczy sie szybkość i wygoda, a nie klimat – niestety.
No tak… Tylko mimo tego całego wstępu, to ten post wcale nie będzie o świątecznych jarmarkach.
A o czym w takim razie?
O Bliskim Wschodzie oczywiście. A dokładniej o bliskowschodnich bazarach. Już wyjaśniam dlaczego są one na tyle intersujące, że warto o nich napisac (i o nich poczytać).
W miejscach, o których myślę, a które Wy możecie zobaczyć na fotkach poniżej, czas zatrzymał się setki lat temu. O tym, że jesteśmy w XXI w. świadczą coraz częstsze lampy ledowe (co za szkoda) i chińskie klapki występujące na co poniektórych stoiskach z obuwiem. Jeżeli interesuje Was historia, architektura, socjologia albo po prostu kręci Was kultura Orientu, to definitywnie powinniście odwiedzić te miejsca osobiście. I nie chodzi nawet o to, żeby robić tam zakupy. Tylko o to, żeby poczuć coś, co w kulturze europejskiej zostało zabite już dawno temu przez komercję – o autentyczność. Nie oszukujmy się: Bliski Wschód się zmienia – unowocześnia. Ulica współczesnego Stambułu, Teheranu czy Ammanu niewiele różni się od tej w Berlinie czy Warszawie. No może poza tym, że w Europie nie ma tylu kobiet w burkach (póki co).
Ale na bliskowschodnich bazarach zmiany nie zachodzą tak szybko. Handel wygląda nadal tak jak przed wiekami. Naprawdę warto się tam wybrać. I zgubić w labiryncie wąskich uliczek.
Podróż w czasie jeszcze nigdy nie była tak tania.
Powinienem jeszcze wspomnieć, że do napisania tego posta zainspirowały mnie (oprócz wizyty na bazarze w Bath) dwie książki, które nabyłem ostatnio:
- “The Bazaar: Markets and Merchants of the Islamic World” Waltera M. Weissa i Kurta-Michaela Westermana
- “The Bazaar in the Islamic City” Mohammada Gharipoura

książkowe inspiracje
Żeby wprowadzić Was w klimat zacznę od obszernego cytatu z książki polskiego mistrza reportażu Ryszarda Kapuścińskiego – „Szachinszach”. Fragment ten opisuje fenomen bliskowschodniego (a dokładniej irańskiego) bazaru:
„Pierwsi szyici byli to ludzie miejscy, drobni kupcy i rzemieślnicy. Zamykali się w swoich gettach, gdzie budowali meczet, a obok stragany i sklepiki. W tym samym miejscu rzemieślnicy otwierali swoje warsztaty. Ponieważ muzułmanin powinien umyć się przed modlitwą, zaczęły tu działać również łaźnie. A ponieważ po modlitwie muzułmanin chce napić się herbaty albo kawy czy też zjeść – ma pod ręką także restauracje i kawiarnie. Tak powstaje fenomen irańskiego pejzażu miejskiego – bazar (bo tym słowem określa się to barwne, stłoczone,hałaśliwe, mistyczno-handlowo-konsumpcyjne miejsce). Jeśli ktoś mówi – idę na bazar, nie oznacza to, że musi brać ze sobą siatkę na zakupy. Na bazar można iść, żeby się pomodlić, żeby spotkać przyjaciół, załatwić jakiś interes, posiedzieć w kawiarni. Można pójść, żeby posłuchać plotek i wziąć udział w zebraniu opozycji. W jednym miejscu – na bazarze – nie potrzebując biegać po mieście, nie potrzebując nigdzie się ruszać, szyita zaspokaja wszystkie potrzeby ciała i ducha. Tu znajdzie to, co jest niezbędne do ziemskiej egzystencji, i tu również, przez modły i ofiary, zapewnia sobie żywot wieczny.
Najstarsi kupcy, najbardziej utalentowani rzemieślnicy oraz mułłowie bazarowego meczetu tworzą elitę bazaru. Ich wskazań i opinii słucha cała społeczność szyicka, gdyż oni decydują o życiu na ziemi i w niebie. Jeżeli bazar ogłosi strajk i zamknie swoje bramy – ludzie umrą z głodu inie będą też mieli dostępu do miejsca, w którym mogą pokrzepić ducha. Dlatego sojusz meczetu z bazarem jest największą siłą, która zdolna jest rozprawić się z każdą władzą”.
Ryszard Kapuściński, „Szachinszach”
Bazar (ten bliskowschodni nazywamy jest sukiem) wywodzi się ze starożytnej tradycji wschodniej i śródziemnomorskiej. Od niepamiętnych czasów był najważniejszym miejscem w przestrzeni publicznej krajów Orientu. Dlatego należy go szukać w ścisłym centrum miasta, a nie na obrzeżach. Nieodłącznymi elementami suku są: meczet (w którym sprzedający i kupujący się modlili), hammam (łaźnia) i karawanseraj – rodzaj dawnego „motelu” dla kupców przewożących towary karawanami. Jedną z najbardziej znamiennych cech bazaru była jego specjalizacja. Suk podzielony był na swego rodzaju strefy, a w każdej z tych stref można było znaleźć inny rodzaj towaru. Poszczególne rzemiosła i punkty handlowe zgrupowane były w zależności od wartości produktu i „szlachetności” owego rzemiosła. W centrum – wokół meczetu, zlokalizowane były księgarnie, następnie perfumerie, złotnicy, sprzedawcy płótna, krawcy. Na obrzeżach targu rozmieszczone były profesje mniej znaczące, takie jak: stolarze, kowale, rymarze, ślusarze, handlarze bydłem i produktami rolnymi. Również na peryferiach umiejscowione były kramy rzemieślników trudniących się działalnością uważaną za nieczystą, czyli związaną z obróbką produktów zwierzęcych: garbarzy, farbiarzy skór, czy osób zajmujących się ubojem zwierząt.
Odpowiednim rozmieszczeniem stoisk i warsztatów zajmowali się ludzie zwani muhtasibami. Dbali oni np. o to, żeby warsztaty kowalskie nie znalazły się obok kramów z pachnidłami, bo mogłoby to grozić pożarem. Czuwali też nad jakością towarów, usług i kalibracją wag. W zależności od regionu, panujących warunków klimatycznych i prestiżu bazar mógł być przykryty ceglanymi kopułami z okrągłymi otworami (okulusami) pozwalającymi na przedostawanie się światła, drewnianym dachem lub okapem z mat. Kramy zazwyczaj posiadały dwie kondygnacje. W dolnej dokonywano transakcji, a górna pełniła funkcję magazynu. Powierzchnia stoiska wahała się od 10 do 25 m².
Charakterystyczną cechą arabskiego targu jest brak ustalonych cen sprzedawanych towarów. Cena uzależniona jest od relacji pomiędzy sprzedawcą i kupcem. Dlatego nieodłącznym aspektem zakupów jest targowanie się. Jeśli nie będziesz próbował zbic ceny przynajmniej o połowę obrazisz sprzedającego.
A oto lista miast, w których wg mnie znajdują sie najlepsze (najwspanialsze, najpiękniejsze, najautentyczniejsze, najfajniejsze) bazary na Bliskim Wschodzie:
- Sanliurfa (Turcja)
To starożytne miasto mezopotamskie uchodzi za pierwsze wybudowane po biblijnym potopie. Urfa (Sanliurfa) na przestrzeni wieków znajdowała się pod panowaniem różnych ludów i mocarstw. W starożytności nosiła nazwę Edessa i była centrum chrześcijaństwa syryjskiego. To miejsce narodzin dwóch wielkich proroków: Hioba i Abrahama. Można tu spotkać zarówno Turków, jak i Kurdów i Arabów. Tutejszy bazar to bez wątpienia nr 1 w całej Turcji.
- Kair (Egipt)
Nazywany jest „Miastem tysiąca minaretów” lub „Matką Świata”. To największy ośrodek świata islamskiego. Liczba mieszkańców szacowana jest na ponad 20 mln. I podobno codziennie przybywa tysiąc nowych. Stara część miasta znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO od 1979 r. Główny bazar kairski – Khan al-Khalili powstał w XIV w. W 2005 r. i 2009 r. doszło tu do dwóch poważnych ataków terrorystycznych.
- Damaszek (Syria)
Stolica Syrii – chlubi się mianem najstarszego nieprzerwanie zamieszkanego miasta na świecie. Osiedla ludzkie istniały tu już 5000 lat p.n.e. Jest kulturalnym i religijnym centrum Orientu. Najsłynniejszym zabytkiem jest Meczet Umajjadów, w którym przechowuje się głowę św. Jana Chrzciciela, czczonego zarówno przez chrześcijan, jak i muzułmanów. Stare Miasto w Damaszku wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO od 1979 r. Obecnie zagrożone zniszczeniem przez działania wojenne.
- Aleppo (Syria)
Dla mnie absolutny nr 1 wśród syryjskich miast. Pierwsze osady ludzie powstały tu ok 6000 lat p.n.e. W centrum zlokalizowana jest cytadela Kalat Halab – jeden z największych i najstarszych średniowiecznych warownych zamków na świecie. Stare Miasto w Aleppo znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO od 1986 r. Obecnie prawie całkowicie zniszczone w wyniku walk pomiędzy armią syryjską a terrorystami z Państwa Islamskiego.
- Tabriz (Iran)
Dawna stolica Persji. Tabriz był jednym z najważniejszych miast na Jedwabnym Szlaku i głównym ośrodkiem handlu pomiędzy Persją, Imperium Osmańskim a Rosją. Tutejszy bazar jest prawdopodobnie największy na świecie. W 2010 r. został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
- Isfahan (Iran)
Najpiękniejsze miasto Iranu i największe skupisko islamskich zabytków w tym kraju. Dawna stolica Persji. Irańczycy zwykli mówić, że Isfahan jest warty połowy świata. Najsławniejszą budowlą jest Meczet Imama. Tuż obok niego znajduje się Plac Imama Chomeiniego – liczący 512 x 159 metrów. Zbudowany w XVI w., przez czterysta lat był największym placem świata. Zdetronizował go dopiero chiński Tiananmen w XX w. Plac Imama i budowlę przylegające do niego (w tym bazar) zostały wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO w 1979 r.
Isfahan stanowił podczas II Wojny Światowej azyl dla ok. 2600 Polaków (głównie dzieci), które na skutek działań wojennych stały się sierotami.
- Kashan (Iran)
Miasto, z którego Trzech Króli rozpoczęło swoją podróż do Betlejem. Niezbyt duże (w porównaniu z innymi tu opisywanymi) – ma jedynie 250 tyś. mieszkańców. Posiada wspaniały bazar z możliwością wejścia na dach i podziwiania miasta z góry. W Kashanie co trzeci mieszkaniec związany jest z produkcją dywanów. W 2010 r. sztuka tkania dywanów z Kashanu została wpisana na Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO.
To chyba tyle jeśli chodzi o teorię. Czas na konkrety (czyli na zdjęcia). Mam nadzieję, że wprowadzą Was w orientalny klimat nawet lepiej niż serial „Homeland” (który swoją drogą w obecnym sezonie strasznie się popsuł).

Damaszek, Syria

Damaszek, Syria

Aleppo, Syria

Damaszek, Syria

Kair, Egipt

Isfahan, Iran

Isfahan, Iran (bloki czekolady)

Tabriz, Iran

Tabriz, Iran

Kashan, Iran

Sulejmanija, Kurdystan Iracki

Sulejmanija, Kurdystan Iracki

Sulejmanija, Kurdystan Iracki

Mardin, Turcja

Bath, Wielka Brytania – Dzięki Harry, ale nie piję z Tobą…

Bath, Wielka Brytania

Bath, Wielka Brytania (wyroby z czekolady)

Bath, Wielka Brytania (mydła z Aleppo – cena ponad 20 x wyższa niż w Syrii)
ps. Post dedykowany świeżo upieczonym rodzicom – Michałowi i Kindze, oraz ich córeczce Natalce (jak się nauczy czytać to może tu zajrzy).
Leave A Reply