Petra to jeden z najwspanialszych zabytków Bliskiego Wschodu. Ukryta jest na wysokości ponad 900 m n.p.m. na Pustyni Południowej, w odległości 260 km od stolicy Jordanii – Ammanu. W całości wykuto ją w różowym piaskowcu (z greckiego „petra” znaczy skała) – dlatego nazywana jest „Różowym Miastem”. Petra została założona w VI w. p.n.e. przez arabskie plemię Nabatejczyków. Jej korzystne położenie na szlaku handlowym łączącym Arabię z Egiptem i Syrią sprawiło, że mieszkańcy szybko wzbogacili się na handlu kadzidłem, mirrą i przyprawami. W 106 r. n.e. Petra została podbita przez Rzymian. Zmierzch jej potęgi nastąpił w III w. n.e. – wtedy to, na powstaniu nowych szlaków handlowych skorzystało inne potężne miasto – Palmyra. Petra zaczęła popadać w zapomnienie. Ponownie usłyszano o niej dopiero 1500 lat później. Przez cały ten czas znana była tylko miejscowym plemionom Beduinów, którzy odstraszali (lub zabijali) wszystkich obcych, którzy zanadto się tu zbliżyli. Na początku XIX w. opowieści o zaginionym mieście dotarły do szwajcarskiego podróżnika Johanna Burckhardta, który postanowił, że odnajdzie je bez względu na niebezpieczeństwo. Trzeba przyznać, że podszedł do sprawy profesjonalnie: nauczył się arabskiego, przestudiował Koran i przeszedł na islam. Aby dostać się do Petry użył podstępu: przekonał swojego beduińskiego przewodnika, że obiecał złożyć ofiarę z kozy na grobie Aarona, nieopodal którego leży zapomniane miasto. Przewodnik poprowadził go przez Siq – wąwóz, którym obecnie zwiedzający dostają się do ruin. Ma on 2 km długości, a jego szerokość zwęża się nawet do 2 metrów. To co Burckhardt zobaczył na końcu wąwozu przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Był to Kasneh, czyli Skarbiec. Jego fasada ma 40 m wysokości i 27 m szerokości. Jest to najbardziej znana budowla Petry – ale nie jedyna. Znajdziemy tu m.in. teatr, który pomieści ponad 7 tysięcy widzów, Królewskie Grobowce, Grób z Urną, Grób Pałacowy, Grób Koryncki i dziesiątki innych – mniej znanych budowli. Prace archeologiczne trwają cały czas i z każdym rokiem dochodzi do nowych odkryć. W czasach świetności miasto zamieszkiwane było przez ponad 40 tysięcy ludzi.
Petra to jeden z Siedmiu Nowych Cudów Świata. Chciałem o niej napisać przynajmniej z 4 powodów:
- Petra, (za sprawą filmu „Indiana Jones i ostatnia krucjata”) była pierwszym miejscem, o którym pomyślałem, że kiedyś muszę je odwiedzić
- jest prawdopodobnie najdroższym zabytkiem świata (cena biletu to nawet 400 zł/os.)
- jej historia związana jest z historią innego starożytnego miasta – Palmyry (obecna Syria), której chce poświęcić jeden z kolejnych wpisów
- ostatni powód jest chyba najbardziej oczywisty: to najwspanialszy zabytek Jordanii (wg mnie nawet całego Bliskiego Wschodu) i po prostu zasługuje na post.
Od 1985 r. Petra wpisana jest na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Rocznie odwiedza ją ok. 1 mln turystów. I to nawet mimo zaporowej ceny biletu wstępu: jeśli jest to więcej niż jeden dzień – cena biletu wynosi 50 JD (220 zł), jeżeli jednak jest to tylko jeden dzień – cena rośnie do 90 JD (400 zł). Pracownicy obsługi na miejscu dzwonią do hoteli i sprawdzają czy mamy rezerwację noclegu. Ale widoki, jakich tu doświadczymy warte są każdych pieniędzy. Największy „boom” na Petrę zaczął się po filmie „Indiana Jones i ostatnia krucjata”, gdyż właśnie tutaj Indy znalazł Świętego Graala.
Mimo, iż „Różowe Miasto” zrobiło na mnie największe wrażenie podczas wyprawy po Jordanii, to jednak najbardziej w pamięci utkwiło mi pewne wydarzenie na plaży w Aqabie (jedyny port morski w tym kraju). Właśnie tam jest możliwość zobaczenia wspaniałej rafy koralowej Morza Czerwonego. Jako, że było to moje pierwsze doświadczenie z koralowcami i byłem kompletnie „zielony” w kwestiach plażowego health and safety to od razu nadepnąłem na jeżowca – ból był ogromny, ale lokalsi pomogli nam (było nas dwóch), wypalając rany na stopach papierosami. Nie wiem czy pomogło – nie mogliśmy chodzić przez 24 godziny. Być może bez tego zabiegu rekonwalescencja trwałaby dłużej? Kiedy siedzieliśmy na plaży (nic innego nie mogliśmy w tym stanie robić) otoczyło nas kilkunastu facetów – Jordańczyków i Saudyjczyków. Jeden z nich twierdził, że jest lekarzem i zaczął pytać gdzie najbardziej boli??? Nie żebym miał jakieś doświadczenie w tej materii, ale nie lubię być dotykanym przez osobników tej samej płci. Ucieczka dwóch kuśtykających postaci musiała wyglądać dość komicznie dla kogoś obserwującego całą tą sytuację, ale prawdopodobnie była to najlepsza decyzja w naszym życiu. Następnego dnia dowiedzieliśmy się, że plaża na której rozbiliśmy obóz jest nieformalnym miejscem spotkań gejów i pedofilii – pewnie dlatego wstęp na nią był za darmo…
Podsumowując: ile byście się nie naoglądali zdjęć w necie, to i tak padniecie z wrażenia jak zobaczycie to miejsce na żywo. W ogóle polecam całą Jordanię – no, może poza tą plażą w Aqabie.
Leave A Reply